Nie miałam pojęcia o co chodzi Zoe i szczerze to zgodziłam się przyjść głównie z ciekawości bo dopóki Nicholas kręcił się w jej pobliżu, nic nie mogło być jak dawniej.
Byłam na plaży dokładnie o zachodzie słońca, po kilku minutach pojawiła się Zoe.
Nie wyglądała dobrze, wręcz wyglądała jak marionetka którą ktoś prowadzi nie zależnie od jej woli.
-Co chcesz?- wypaliłam gdy tylko znalazła się w zasięgu mojego głosu.
-.A czy to ważne?- mruknęła.
- He? - zrobiłam głupkowatą minę. - Po co chciałaś się spotkać ?
Spojrzała na mnie i nagle wybuchnęła płaczem. Pod wpływem impulsu zrobiłam krok w jej stronę, ale szybko się opamiętałam.Spojrzała gdzieś ponad moje ramię i objęła się rękami w talii.
- Przepraszam, Sol. Nie miałam innego wyjścia. Naprawdę przepraszam. - wychlipała.
- O czym ty gadasz?- spytałam już naprawdę zszokowana.
Już miałam pytać czy nie potrzebuje pomocy gdy poczułam ból z tyłu głowy i przed oczami zobaczyłam plamki.Z hukiem osunęłam się na ziemię i straciłam przytomność.
Gdy odzyskałam przytomność postanowiłam dać sobie kilka minut na zapoznanie się z sytuacją.
Było kilka ważnych punktów.Po pierwsze Zoe mnie wykiwała.Po drugie, otworzyłam oczy i rozejrzałam się, siedzę w jakimś ciemnym lochu przykuta łańcuchami do ściany.Po trzecie Nicholas stoi sobie dumnie w kącie i śmieje mi się prosto w twarz.
- Kochana Solange.- wy nucił. -Nie sądziłem że dasz się tak łatwo złapać.
- Po co mnie porwałeś? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Zaśmiał się tubalnie.W pomieszczeniu było takie echo że aż mnie ciarki przeszły.
Podszedł do mnie i złapał za podbródek.- Czy to nie oczywiste? - wyśpiewał.- Żeby dokończyć to, co zacząłem.- skończył już poważnie.Zaczął krążyć w te i we wte.- Cóż, co prawda ty i Zoe się przyjaźniłyście, ale nie pomyślałem że tak bez oporu do niej przybiegniesz.
- Wykorzystałeś ją.- krzyknęłam.
- A owszem.Ale ona też miała z tego korzyść.
- Niby jaką? - wycedziłam.Zoe nie mogła mnie zdradzić, nie zrobiłaby tego bez powodu.
- A taką, że jej rodzina nadal żyje.
- Szumowina.Jesteś nic innego tylko zwykłą gnidą, Nicholas!- szarpnęłam się, ale usłyszałam tylko głuchy brzdęk łańcuchów.- Tak jakbyś nie mógł obejść się bez wciągania jej w to gówno!
- Mogłem. Ale tak było zabawniej.
- Zabije cię.Przysięgam że cie zabije.
Spojrzał na mnie i szyderczo się uśmiechnął. - Wątpię, że cokolwiek będziesz mogła zrobić, gdy z tobą skończę złociutka.I pomyśleć że z początku zabicie ciebie miało być tylko zemstą za matkę.Teraz upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Zemszczę się za śmierć matki i ukarze Cam'a za nielojalność.
- Co?- wydusiłam.
- Pomyśl tylko jak musisz być dla niego ważna, skoro był zdolny stanąć twarzą w twarz z naszym ojcem po tym jak zlekceważywszy zakaz zabicia ciebie uciekliśmy z domu z takim właśnie zamiarem.
Będzie błagał o darowanie Ci życia.A ja z chęcią zobaczę jak mój braciszek wpadnie w szał, gdy się dowie że zabiłem jego ukochaną jakby była zwykłą myszą polną.
- Jesteś psychiczny i tyle.- warknęłam.- Nie jestem dla niego ważniejsza niż własny brat.
- Owszem, jesteś, I za to też mi zapłacisz.- warknął.Nawet nie mrugnęłam, Nicholas stał obok mnie.Złapał mnie za ramiona z brutalną siłą i wbił kły w szyję.Nieważne jakbym chciała, nie potrafiłam powstrzymać krzyku.Ból był nie do zniesienia.Czułam jak życie uchodzi ze mnie razem z krwią.
- Spokojnie.- zaczął. - Jeszcze cię nie zabije.Jeszcze nie teraz.
Po tym wszystkim po prostu wyszedł.Czas mijał i mijał a ja nawet nie wiedziałam ile czasu minęło od kiedy ten świr mnie porwał.Nicholas przychodził co jakiś czas i pił ze mnie póki nie straciłam przytomności.
Włosy miałam poplątane i brudne.To samo z resztą ciała, nie licząc szyi i ubrań, które były całe czerwone od krwi.Musiałam wyglądać jak rodem z horroru.
- Czy ktoś mnie w ogóle szuka? - szepnęłam do siebie.Tak jak się spodziewałam nie usłyszałam żadnej odpowiedzi tylko same głuche dźwięki.
Któregoś dnia, gdy się obudziłam zorientowałam się że leże na jakimś ołtarzu.Sala była większa i paliły się pochodnie.Dach był ze szkła i widziałam nad sobą czarne niebo pełne gwiazd.Cam nachylał się nade mną i jak zwykle uśmiechał.- Jak się masz? - spytał z udawaną uprzejmością.
-A jak myślisz? - odparłam naśladując jego ton.
-Ja bym się cieszył że żyje.- mruknął.
-Jasne.
Cam spojrzał na telefon i chwilę stał w milczeniu.- Wygląda na to że mamy towarzystwo. - powiedział i spojrzał na mnie. - Ale spokojnie. Zaraz się tym zajmę.
I już go nie było.Ale przynajmniej w moim sercu pojawił się promyczek nadziei.
Może to Cam przybył z odsieczą?
Ale moja nadzieja zmieniła się w przerażenie, gdy szyba na dachu pękła na milion kawałków a na środku sali wśród kawałków szkła pojawiła się Sophie.
Całkiem ciekawie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, będzie mi bardzo miło jeśli skomentujesz ;)