Do szkoły dotarłam jako pierwsza.
Przebrałam buty i usiadłam na parapecie przy sali od chemii.
Rozglądałam się w lewo i prawo z dobre pół minuty i wyjęłam list.
Już pogodziłam się z faktem, że list jest prawdziwy i muszę zacząć spełniać zawarte w nim prośby, mimo że nie wiedziałam jaki jest cel tego wszystkiego.Nie chciałam znać przyszłości.
Ale tylko tej bardzo odległej, dlatego nawet nie ruszałam notki z najpóźniejszą datą.
Czytałam listy z dnia na dzień żeby wiedzieć czego nie sknocić.
[ 26 września ]
Po tygodniu grania, Ren zrezygnuje z klubu piłkarskiego.
- Upewnij się, że tym razem ponownie tam wstąpi.
Nawet jeśli to niedorzeczne, chcę, by tam dołączył.
Jestem pewna, że i on tak naprawdę tego pragnie.
Od Dnia Sportu minął już równy tydzień, więc zgodnie z listem dziś Ren będzie chciał zrezygnować.
Wstąpiła we mnie nowa siła. Wyprostowałam się i zacisnęłam pięści.
- W porządku ! - powiedziałam do siebie - Wstąpi do klubu! Zmienię przyszłość!
- Co ty tam mruczysz sama do siebie? - zabrzmiał męski głos prosto do mojego ucha.
- Ren! - skoczyłam na równe nogi. - Co ty tu robisz tak wcześnie ?
Uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Chciałem powtórzyć sobie materiał na sprawdzian z chemii. Może chcesz się przyłączyć ?
- Że razem? - pomyślałam.
Poczułam że zdradziecki rumieniec wykwitł mi na twarzy. Odwróciłam się szybko .
Mimo, że już zaakceptowałam własne uczucia do Rena, on niekoniecznie musiał o tym wiedzieć. - Muszę do toalety ! - ruszyłam przed siebie biegiem. - Zacznij beze mnie !
Bardzo chciałam sama się z nim pouczyć.Zobaczyć skoncentrowanego Rena, to musiał być przyjemny widok.Ale jakoś tyle mi zeszło w tej toalecie, że gdy wróciłam pod sale było już tam sześć osób i otaczali go ze wszystkich stron.
Usiadłam tak więc dobry metr od nich i zaczęłam studiować notatki, w nadziei że jakoś zdam.
Na długiej przerwie wszyscy wyszliśmy na boisko i zajęliśmy nasze miejsce pod wysokim klonem.
- Słyszeliście już wieści ? - zagadnęła nagle Evelyn.
Wszyscy jak jeden mąż odwrócili głowy w jej kierunku. - Jakie ? - spytaliśmy chórem.
Evy z wyrzutem spojrzała na Rena i Chrisa. - Nie powiedzieliście im ?
- O co chodzi ? - spytałam ponownie.
- Ren postanowił odejść z klubu. - powiedział w końcu Chris.
Teraz spojrzenia wszystkich spoczęły na Renie. - Dlaczego ?
- Jakoś straciłem ochotę grać - odpowiedział zawieszając głowę.
- Wcale nie - zbulwersowałam się. - Przecież lubisz grać w piłkę.
Ren spojrzał mi w oczy. - Tak, ale..
- Nie ma ale. - przerwałam mu ostro.W myślach przepraszałam go najmocniej za mój ton ale jak mantrę powtarzałam sobie ''musisz zmienić przyszłość,musisz zmienić przyszłość..'' - to była teraz moja misja. Tak więc musiałam przeboleć zdziwione spojrzenie Rena i reszty. - Nie ma mowy, żebyś się wypisał. - skończyłam .
- Właśnie ! Nie pozwolimy Ci na to. - Lui puściła mi oczko. Zaraz w jej ślady poszły Georgia i Evy, dorzucając swoje gorliwe : Właśnie, właśnie !
Chłopak posłał im bezradne spojrzenie.
- Solidarność plemników, stary. - rzucił Ollie.
Pojmując w końcu że prawie wszystko stracone ,Ren popatrzył na Chrisa ,szukając u niego pomocy.
- Przepraszam cię , ale naprawdę dobrze grasz. Jesteś najlepszym zawodnikiem. - uśmiechnął się szelmowsko. - Oczywiście zaraz po mnie.
- Także, nie ma rady.Chris. . -zwróciłam się do niego tonem nieznoszącym sprzeciwu.- Wpisuj go z powrotem na listę członków klubu.
Chris mimo wszystko spojrzał na niego z niemym pytanie.
- Chyba nie mam wyboru. - poddał się Ren.Teatralnie wydął usta, ale zobaczyłam jak uśmiech przemknął po jego twarzy.
Udało mi się! - pomyślałam - Starsza ja powinna być ze mnie dumna.
środa, 30 października 2013
środa, 19 czerwca 2013
ROZDZIAŁ 4
W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień sportu.
Wszyscy rozgrzewali się i z zapałem mówili o konkurencjach, do których zostali przypisani.
O dziwo, pojawił się nawet Ren.
Okazało się nawet, że na wyraźną prośbę Chrisa wstąpił do klubu piłkarskiego.
Ale nie wyglądał tak, jak przed dwoma tygodniami.
Coś się w nim zmieniło. Nie chodziło nawet o stosunek do nas, tylko po prostu czasami sprawiał wrażenie zagubionego.Błysk w jego oczach, który tak strasznie polubiłam nagle zniknął, jakby Ren stracił chęć do życia.Gdy spróbowałam spytać go co się stało zbył mnie uśmiechem, pewnie wymuszonym i prostym : - nic.
Więc mimo wszystko, nie dawał za wygraną i grał wesołego nastolatka jakby nic się nie stało.
Zdobył pierwsze miejsce w biegu na krótki dystans. Zaraz po nim miażdżące zwycięstwo w biegu na długi dystans odniósł Chris.
- Lilly ! - usłyszałam głoś Meredy z mojej klasy.
Biedaczka była najniższa z całej klasy i próbując odszukać mnie w tłumie musiała stanąć na skrzyni z napojami i wyciągać jasną główkę jak żyrafa.
- Tu jestem ! - podniosłam wysoko rękę i pomachałam, żeby mogła mnie bez problemu zlokalizować. Na jej twarzy pojawiła się ulga i podbiegła do mnie szybko.
Podała mi szarfę z nazwą klasy i poklepała po plecach,
- Zaraz bieg z przeszkodami. - Rzuciła rozradowana i zniknęła w tłumie.
Momentalnie zbladłam.
Bieg z przeszkodami w naszej szkole nie wyglądał tak jak we wszystkich innych.
Zamiast pachołków, płotków i lin u nas trzeba było przebiegnąć rundkę po lesie zgodnie z wyznaczoną na mapie trasą, znaleźć kończący drogę legendarny X i wrócić ze skarbem.
Nikt nie przepadał za tą konkurencją, więc co roku zmienialiśmy się , by było sprawiedliwie.
W tym roku, niefortunnie padło właśnie na mnie.
Gdy w radiowęźle zaczęli nawoływać reprezentantów klas, by Ci odebrali swoje mapy ruszyłam zrezygnowana do wyznaczonego dla mnie miejsca.Musiałam mieć minę jak zbity pies, bo po drodze zdążyło wesprzeć mnie na duchu z dwadzieścia osób.
Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu.Ktoś odwrócił mnie i się uśmiechnął.
Ren.Nie wiedzieć czemu, moje serce momentalnie zrobiło fikołka w piersi.
- C- co? - jęknęłam oszołomiona, zastanawiając się co się ze mną dzieje.
Chłopak przytulił mnie i powiedział ze współczuciem : - Trochę się nasłuchałem o tym biegu, więc chciałem ci życzyć powodzenia.
- Dzięki - odparłam.
Gdy nauczyciel zawołał mnie ze zniecierpliwieniem w głosie, wyplątałam się z uścisku Rena i zaczęłam iść w jego stronę.
Usłyszałam jeszcze jak Ren woła : - Do zobaczenia po biegu !
Odwróciłam się i posłałam mu promienny uśmiech.
- Do zobaczenia!
Minęłam dopiero piąty z dziesięciu punktów na mapie a już ledwo żyłam.
Nie wiedziałam czy prowadzę czy przegrywam bo każdy miał inny szlak, tak ,żebyśmy na siebie nie wpadli po drodze.Gdy już docierałam do celu, potknęłam się o coś i runęłam na ziemie z hukiem. Pozbierałam się szybko i już chciałam stawać, gdy poczułam przeszywający ból w ręce.Zrobiłam oględziny i to, co odkryłam wcale mnie nie ucieszyło. Upadając wbiłam sobie do ręki całkiem duży kawałek potłuczonej butelki. Teraz większa część była zanurzona w mojej ręce, a druga połowa wystawała na zewnątrz .
Jako że nie byłam cykorem i nie mdlałam na widok krwi zacisnęłam zęby i szybko ale z obrzydzeniem wyszarpałam szkło z ręki. Urwałam kawałek koszulki i zrobiłam opatrunek.
Nie pozostawało mi nic innego jak ruszyć dalej. W końcu znalazłam X i co sił w nogach pobiegłam na metę. Okazało się że dotarłam pierwsza. Nie miała jednak czasu wiwatować bo biegiem ruszyłam do gabinetu pielęgniarki. Szybko zabandażowałam rękę, ubrałam nową koszulkę, tylko większą by zakrywała mi bandaż i wróciłam na boisko.
Akurat szykowali się do gry w softball.
Podbiegła do mnie Lui i pełna entuzjazmu mnie przytuliła.
- Wygrałaś !
Uśmiechnęłam się.
- Nie da się ukryć.
- Dobrze się czujesz? - spytała już z troską w głosie.- Wiem że bieg jest trudny..
- Spokojnie, nic mi nie jest. - z wyjątkiem ręki, która boli jakby miała zaraz odpaść, dodałam w myślach. - Teraz softball?
- Tak! Mogłabyś odbić piłkę ?
Moja ręka stanowczo zaprotestowała. Znów poczułam ukłucie bólu. Już otwierałam usta żeby przeprosić ale czerwona lampka zapaliła mi się głowie.
Zostałam poproszona o uderzenie podczas gry w softball'a.
Wtedy powiedziałam że nie mogę, jednak chciałabym żebyś nie odmawiała tylko się zgodziła.
Mimo ogromnych starań Lui, przegraliśmy.
Odmówiłam i żałuje tego.
- Odbiję. - powiedziałam z uśmiechem.
Dopiero teraz zauważyłam że Ren bacznie mi się przygląda.
Podszedł do mnie i pogratulować. Spojrzał na miejsce w którym miałam bandaż z zaciśniętymi ustami , jakby go widział. Przecież go ukryłam. Nie możliwe żeby wiedział.
Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć ale wtedy podbiegła Georgi i podała mi kij.
- Liczę na ciebie - rzucił Ren i zniknął w tłumie.
Stałam oparta o drzewo i z uśmiechem przyglądałam się świętującym wygraną dziewczyną.
Chłopcy również nie próżnowali. Właśnie skończyli grać mecz nożnej. Oczywiście wygrali.
Nagle naprzeciwko mnie wyrósł Ren.
Przechylił lekko głowę na bok( zauważyłam, że zawsze tak robił , gdy o czymś myślał ) i przyglądał mi się bacznie.
- O co chodzi ? - spytałam, rozbawiona jego zadumaną miną.
Nagle rana zapiekła mnie tak strasznie, że ze świstem wciągnęłam powietrze.
Złapał mnie za rękę, serce zabiło mi szybciej a po plecach przeszedł dreszcz.
Jego palce przesuwały się w górę powoli.
- Coś cię boli ? - spytał .
- Nie - skłamałam.
Nagle ścisnął bolące miejsce.
- Ała ! - wrzasnęłam w desperacji.W moich oczach pojawiły się łzy.
Chciałam go szybko odepchnąć i uciec, by móc schować się w koncie i rozpaczać, ale Ren wziął mnie na ręce i zaniósł z powrotem do pielęgniarki.
- Skąd wiedziałeś? - spytałam gdy porządnie dezynfekował mi ranę.
- Widziałem cię, jak wracałaś z lasu. Miałaś cały czerwony podkoszulek.
- Aha- zawiesiłam głowę. - Przepraszam.
- Za co ? - zapytał zdziwiony. - To ja powinienem przeprosić, że pozwoliłem ci odbijać w tym stanie.
- Nie ! - odpowiedziałam żwawo - Nie masz za co przepraszać! Ja musiałam to zrobić!
- Skoro tak . - zamyślił się znów. -Dzień Sporty niedługo się skończy. Odprowadzę cię do domu.
- Dziękuje. - odpowiedziałam zmieszana.
Padnięta, runęłam na łóżko jak długa i przez dłuższą chwilę patrzyłam na sufit.
Nagle moje myśli zaatakował obraz Rena.
Przypomniałam sobie co czułam, gdy wziął mnie za rękę. Mimowolnie, momentalnie zalałam się rumieńcem. Spojrzałam na ta rękę zamyślona i myślałam o nim.
Można powiedzieć, że zrobiłam sobie w myślach taki krótki maraton filmów o Renie.
Chwila w której po raz pierwszy go zobaczyłam, wryła się w moją pamięć na wieczność.
Dzisiejszy dzień jakby coś zmienił w naszych relacjach. Przynajmniej moje uczucia do niego uległy zmianie...
- O czym ty myślisz, Lilly! - zreflektowałam się wściekła na samą siebie. Nie możliwe , żebym się w nim za.... No właśnie, to słowo nawet nie mogło mi przejść przez myśl.
Nigdy nie byłam typem dziewczyny łatwo zakochującej się. Żeby pomyśleć o jakimś chłopaku w tej kategorii musiałam go długo znać. Tak mi się przynajmniej zdawało.
Nie mogłam się przemóc, żeby oswoić się ze swoimi uczuciami, nawet jeśli na wskroś własnej logice zaczęłam coś do Rena czuć.
- To nie możliwe. - powtarzałam sobie jak mantrę.- Ren to tylko kolega.
Spojrzałam na list leżący na szafce nocnej i postanowiłam doczytać notkę z 19 września.
Dzień się już prawie skończył więc i tak nie mogłam nic zmienić. Udało mi się spełnić prośbę dotyczącą wygranej na meczu, więc ogólnie byłam z siebie bardzo zadowolona.
Tak więc zadowolona z samej siebie usiadłam i rozwinęłam list.
Poczułam jak cała krew odpływa mi z twarzy a po plecach cieknie strużka potu.
Ostatnia linijka uświadomiła mi że dziś zmieniło się wszystko. Nie mogłam dłużej oszukiwać samej siebie.
[19 września]
Tego dnia zakochałam się w Renie.
Wszyscy rozgrzewali się i z zapałem mówili o konkurencjach, do których zostali przypisani.
O dziwo, pojawił się nawet Ren.
Okazało się nawet, że na wyraźną prośbę Chrisa wstąpił do klubu piłkarskiego.
Ale nie wyglądał tak, jak przed dwoma tygodniami.
Coś się w nim zmieniło. Nie chodziło nawet o stosunek do nas, tylko po prostu czasami sprawiał wrażenie zagubionego.Błysk w jego oczach, który tak strasznie polubiłam nagle zniknął, jakby Ren stracił chęć do życia.Gdy spróbowałam spytać go co się stało zbył mnie uśmiechem, pewnie wymuszonym i prostym : - nic.
Więc mimo wszystko, nie dawał za wygraną i grał wesołego nastolatka jakby nic się nie stało.
Zdobył pierwsze miejsce w biegu na krótki dystans. Zaraz po nim miażdżące zwycięstwo w biegu na długi dystans odniósł Chris.
- Lilly ! - usłyszałam głoś Meredy z mojej klasy.
Biedaczka była najniższa z całej klasy i próbując odszukać mnie w tłumie musiała stanąć na skrzyni z napojami i wyciągać jasną główkę jak żyrafa.
- Tu jestem ! - podniosłam wysoko rękę i pomachałam, żeby mogła mnie bez problemu zlokalizować. Na jej twarzy pojawiła się ulga i podbiegła do mnie szybko.
Podała mi szarfę z nazwą klasy i poklepała po plecach,
- Zaraz bieg z przeszkodami. - Rzuciła rozradowana i zniknęła w tłumie.
Momentalnie zbladłam.
Bieg z przeszkodami w naszej szkole nie wyglądał tak jak we wszystkich innych.
Zamiast pachołków, płotków i lin u nas trzeba było przebiegnąć rundkę po lesie zgodnie z wyznaczoną na mapie trasą, znaleźć kończący drogę legendarny X i wrócić ze skarbem.
Nikt nie przepadał za tą konkurencją, więc co roku zmienialiśmy się , by było sprawiedliwie.
W tym roku, niefortunnie padło właśnie na mnie.
Gdy w radiowęźle zaczęli nawoływać reprezentantów klas, by Ci odebrali swoje mapy ruszyłam zrezygnowana do wyznaczonego dla mnie miejsca.Musiałam mieć minę jak zbity pies, bo po drodze zdążyło wesprzeć mnie na duchu z dwadzieścia osób.
Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu.Ktoś odwrócił mnie i się uśmiechnął.
Ren.Nie wiedzieć czemu, moje serce momentalnie zrobiło fikołka w piersi.
- C- co? - jęknęłam oszołomiona, zastanawiając się co się ze mną dzieje.
Chłopak przytulił mnie i powiedział ze współczuciem : - Trochę się nasłuchałem o tym biegu, więc chciałem ci życzyć powodzenia.
- Dzięki - odparłam.
Gdy nauczyciel zawołał mnie ze zniecierpliwieniem w głosie, wyplątałam się z uścisku Rena i zaczęłam iść w jego stronę.
Usłyszałam jeszcze jak Ren woła : - Do zobaczenia po biegu !
Odwróciłam się i posłałam mu promienny uśmiech.
- Do zobaczenia!
Minęłam dopiero piąty z dziesięciu punktów na mapie a już ledwo żyłam.
Nie wiedziałam czy prowadzę czy przegrywam bo każdy miał inny szlak, tak ,żebyśmy na siebie nie wpadli po drodze.Gdy już docierałam do celu, potknęłam się o coś i runęłam na ziemie z hukiem. Pozbierałam się szybko i już chciałam stawać, gdy poczułam przeszywający ból w ręce.Zrobiłam oględziny i to, co odkryłam wcale mnie nie ucieszyło. Upadając wbiłam sobie do ręki całkiem duży kawałek potłuczonej butelki. Teraz większa część była zanurzona w mojej ręce, a druga połowa wystawała na zewnątrz .
Jako że nie byłam cykorem i nie mdlałam na widok krwi zacisnęłam zęby i szybko ale z obrzydzeniem wyszarpałam szkło z ręki. Urwałam kawałek koszulki i zrobiłam opatrunek.
Nie pozostawało mi nic innego jak ruszyć dalej. W końcu znalazłam X i co sił w nogach pobiegłam na metę. Okazało się że dotarłam pierwsza. Nie miała jednak czasu wiwatować bo biegiem ruszyłam do gabinetu pielęgniarki. Szybko zabandażowałam rękę, ubrałam nową koszulkę, tylko większą by zakrywała mi bandaż i wróciłam na boisko.
Akurat szykowali się do gry w softball.
Podbiegła do mnie Lui i pełna entuzjazmu mnie przytuliła.
- Wygrałaś !
Uśmiechnęłam się.
- Nie da się ukryć.
- Dobrze się czujesz? - spytała już z troską w głosie.- Wiem że bieg jest trudny..
- Spokojnie, nic mi nie jest. - z wyjątkiem ręki, która boli jakby miała zaraz odpaść, dodałam w myślach. - Teraz softball?
- Tak! Mogłabyś odbić piłkę ?
Moja ręka stanowczo zaprotestowała. Znów poczułam ukłucie bólu. Już otwierałam usta żeby przeprosić ale czerwona lampka zapaliła mi się głowie.
Zostałam poproszona o uderzenie podczas gry w softball'a.
Wtedy powiedziałam że nie mogę, jednak chciałabym żebyś nie odmawiała tylko się zgodziła.
Mimo ogromnych starań Lui, przegraliśmy.
Odmówiłam i żałuje tego.
- Odbiję. - powiedziałam z uśmiechem.
Dopiero teraz zauważyłam że Ren bacznie mi się przygląda.
Podszedł do mnie i pogratulować. Spojrzał na miejsce w którym miałam bandaż z zaciśniętymi ustami , jakby go widział. Przecież go ukryłam. Nie możliwe żeby wiedział.
Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć ale wtedy podbiegła Georgi i podała mi kij.
- Liczę na ciebie - rzucił Ren i zniknął w tłumie.
Stałam oparta o drzewo i z uśmiechem przyglądałam się świętującym wygraną dziewczyną.
Chłopcy również nie próżnowali. Właśnie skończyli grać mecz nożnej. Oczywiście wygrali.
Nagle naprzeciwko mnie wyrósł Ren.
Przechylił lekko głowę na bok( zauważyłam, że zawsze tak robił , gdy o czymś myślał ) i przyglądał mi się bacznie.
- O co chodzi ? - spytałam, rozbawiona jego zadumaną miną.
Nagle rana zapiekła mnie tak strasznie, że ze świstem wciągnęłam powietrze.
Złapał mnie za rękę, serce zabiło mi szybciej a po plecach przeszedł dreszcz.
Jego palce przesuwały się w górę powoli.
- Coś cię boli ? - spytał .
- Nie - skłamałam.
Nagle ścisnął bolące miejsce.
- Ała ! - wrzasnęłam w desperacji.W moich oczach pojawiły się łzy.
Chciałam go szybko odepchnąć i uciec, by móc schować się w koncie i rozpaczać, ale Ren wziął mnie na ręce i zaniósł z powrotem do pielęgniarki.
- Skąd wiedziałeś? - spytałam gdy porządnie dezynfekował mi ranę.
- Widziałem cię, jak wracałaś z lasu. Miałaś cały czerwony podkoszulek.
- Aha- zawiesiłam głowę. - Przepraszam.
- Za co ? - zapytał zdziwiony. - To ja powinienem przeprosić, że pozwoliłem ci odbijać w tym stanie.
- Nie ! - odpowiedziałam żwawo - Nie masz za co przepraszać! Ja musiałam to zrobić!
- Skoro tak . - zamyślił się znów. -Dzień Sporty niedługo się skończy. Odprowadzę cię do domu.
- Dziękuje. - odpowiedziałam zmieszana.
Padnięta, runęłam na łóżko jak długa i przez dłuższą chwilę patrzyłam na sufit.
Nagle moje myśli zaatakował obraz Rena.
Przypomniałam sobie co czułam, gdy wziął mnie za rękę. Mimowolnie, momentalnie zalałam się rumieńcem. Spojrzałam na ta rękę zamyślona i myślałam o nim.
Można powiedzieć, że zrobiłam sobie w myślach taki krótki maraton filmów o Renie.
Chwila w której po raz pierwszy go zobaczyłam, wryła się w moją pamięć na wieczność.
Dzisiejszy dzień jakby coś zmienił w naszych relacjach. Przynajmniej moje uczucia do niego uległy zmianie...
- O czym ty myślisz, Lilly! - zreflektowałam się wściekła na samą siebie. Nie możliwe , żebym się w nim za.... No właśnie, to słowo nawet nie mogło mi przejść przez myśl.
Nigdy nie byłam typem dziewczyny łatwo zakochującej się. Żeby pomyśleć o jakimś chłopaku w tej kategorii musiałam go długo znać. Tak mi się przynajmniej zdawało.
Nie mogłam się przemóc, żeby oswoić się ze swoimi uczuciami, nawet jeśli na wskroś własnej logice zaczęłam coś do Rena czuć.
- To nie możliwe. - powtarzałam sobie jak mantrę.- Ren to tylko kolega.
Spojrzałam na list leżący na szafce nocnej i postanowiłam doczytać notkę z 19 września.
Dzień się już prawie skończył więc i tak nie mogłam nic zmienić. Udało mi się spełnić prośbę dotyczącą wygranej na meczu, więc ogólnie byłam z siebie bardzo zadowolona.
Tak więc zadowolona z samej siebie usiadłam i rozwinęłam list.
Poczułam jak cała krew odpływa mi z twarzy a po plecach cieknie strużka potu.
Ostatnia linijka uświadomiła mi że dziś zmieniło się wszystko. Nie mogłam dłużej oszukiwać samej siebie.
[19 września]
Tego dnia zakochałam się w Renie.
ROZDZIAŁ 3
- Rena dalej nie ma ? – spytała Georgi która nagle wyrosła z ziemi tuż za moimi plecami .
- Nie ma. – odparłam. – Coś serio jest nie w porządku . Od tamtego dnia w knajpie minęły dwa tygodnie. Ren nie pokazał się w szkole ani razu. Bombardowalibyśmy go telefonami, ale nikt nie miał numeru. Wymyślaliśmy różne przyczyny. Ja byłam jednak coraz bardziej pewna że to `` Tym razem nie zapraszaj go.Wcale.`` mogło mieć z tym coś wspólnego.Naprawdę zaczynałam się niepokoić.
- Może list wyjaśni dlaczego jest nieobecny. – pomyślałam i od razu narzuciłam postanowienie że przeczytam go jak wrócę. Mimo, że zaczynałam brać tą całą sprawę z listem coraz bardziej serio, nie zajrzałam do niego ani raz w ciągu tych dwóch tygodni. Po prostu nie mogłam się przemóc.
Gdy po lekcjach wszyscy zebrali się na boisku by wysłuchać informacji o zbliżającym się dniu sportu, ja nie miałam już siły słuchać tego kolejny rok z rzędu. Ścisnęłam mocniej torbę, którą trzymałam na ramieniu i rozejrzałam się czujnie. Wszyscy z zaangażowaniem (najpewniej udawanym) słuchali pani dyrektor Stirling. Uznałam że nikt nie zauważy gdy nagle rozpłynę się w powietrzu.Zaczęłam się powoli wycofywać i po kilku minutach już czekałam na autobus.
Gdy weszłam do swojego pokoju, mój brat – Luke – siedział po turecku na łóżku i przyglądał się na zmianę listowi i zeszytowi z Kopery.
- Co ty tu robisz? – spytałam z niejakim oburzeniem.- I czemu grzebiesz mi w rzeczach ?
Ten podniósł głowę i spytał : - Co to jest ?
Był w tym wieku że lubił wiedzieć wszystko o wszystkim. I to że bardzo ceniłam sobie prywatność najwyraźniej nie przeszkadzało mu wcale bo coraz częściej przyłapywałam go buszującego mi po pokoju. Ale że też musiał znaleźć kopertę.
Popatrzył na mnie wyczekująco i powtórzył pytanie.
- Nie twoja sprawa. – zabrzmiało to ostrzej niż planowałam.
- Twój pamiętnik ? – spytał z ciekawością . I wcale nie próbował ukryć nuty złości, która zabrzmiała w jego głosie.
- Wynocha. – warknęłam i wyciągnęłam ręke po zeszyt. – I oddaj mi to. Natychmiast.
On w tym czasie wyjął z pod poduszki drugi zeszyt.
- Czemu masz dwa takie same pamiętniki ? –Zmienił taktykę. Teraz uderzył w ton młodszego brata, słodziaka. Patrzyłam na zeszyty z nieukrywanym zdziwieniem.
- Ha, sama bym chciała wiedzieć. – odpowiedziałam na jego pytanie w myślach. Faktycznie, wyglądały identycznie. Może gdybym nie skupiła się tylko na liście, olewając zeszyt, zauważyła bym ten szczegół.
- To ty mi dałeś kopertę. Skąd ją wziąłeś ?
Oczy błysnęły mu podejrzanie. Odpowiedział tylko : - Wszystko w swoim czasie.
Podeszłam do Luka bardzo powoli i wyrwałam mu je z ręki. – Zabieraj proszę stąd swój ciekawski tyłek, z łaski swojej. – Tyle wystarczyło by wyszedł.
Usiadłam na brzegu łóżka i oglądnęłam pamiętniki. Tamten z koperty był jakby bardziej wyblakły.
Oba zeszyty otworzyłam na pierwszej stronie. Wpisy były takie same. Moje pismo. Tyle że ten z koperty był wypełniony do końca i zamiast zwykłych wpisów były notatki dotyczące tego, co mam zrobić w danym dniu.
Opadłam na łóżko i próbowałam zebrać myśli.
- To niedorzeczne- powtarzałam sobie chyba z kwadrans. – Ale jednak prawdziwe. Nie ma mowy o pomyłce.. Nagle przypomniałam sobie o Renie. Poderwałam się natychmiast i chwyciłam list. Niestety, nie wyjaśniał czemu jest nieobecny.
Spojrzałam nieufnie na pamiętnik z przyszłości.
- Nawet jeśli to prawda, to nie muszę znać przyszłości.- powiedziałam jakbym chciała rzucić mu wyzwanie. – Do niczego mi to nie potrzebne.
Ale z drugiej strony…
W końcu chwyciłam zeszyt i otworzyłam na 19-stym września. Dzień sportu.
[ 19 września]
Zostałam poproszona o uderzenie podczas gry w softballa.
Wtedy powiedziałam że nie mogę, jednak chciałabym żebyś nie odmawiała tylko się zgodziła.
Mimo ogromnych starań Lui, przegraliśmy.
Odmówiłam i żałuje tego.
Nie dane mi było przeczytać ostatniej linijki bo zadzwonił telefon i Georgi mnie zagadała.
- Nie ma. – odparłam. – Coś serio jest nie w porządku . Od tamtego dnia w knajpie minęły dwa tygodnie. Ren nie pokazał się w szkole ani razu. Bombardowalibyśmy go telefonami, ale nikt nie miał numeru. Wymyślaliśmy różne przyczyny. Ja byłam jednak coraz bardziej pewna że to `` Tym razem nie zapraszaj go.Wcale.`` mogło mieć z tym coś wspólnego.Naprawdę zaczynałam się niepokoić.
- Może list wyjaśni dlaczego jest nieobecny. – pomyślałam i od razu narzuciłam postanowienie że przeczytam go jak wrócę. Mimo, że zaczynałam brać tą całą sprawę z listem coraz bardziej serio, nie zajrzałam do niego ani raz w ciągu tych dwóch tygodni. Po prostu nie mogłam się przemóc.
Gdy po lekcjach wszyscy zebrali się na boisku by wysłuchać informacji o zbliżającym się dniu sportu, ja nie miałam już siły słuchać tego kolejny rok z rzędu. Ścisnęłam mocniej torbę, którą trzymałam na ramieniu i rozejrzałam się czujnie. Wszyscy z zaangażowaniem (najpewniej udawanym) słuchali pani dyrektor Stirling. Uznałam że nikt nie zauważy gdy nagle rozpłynę się w powietrzu.Zaczęłam się powoli wycofywać i po kilku minutach już czekałam na autobus.
Gdy weszłam do swojego pokoju, mój brat – Luke – siedział po turecku na łóżku i przyglądał się na zmianę listowi i zeszytowi z Kopery.
- Co ty tu robisz? – spytałam z niejakim oburzeniem.- I czemu grzebiesz mi w rzeczach ?
Ten podniósł głowę i spytał : - Co to jest ?
Był w tym wieku że lubił wiedzieć wszystko o wszystkim. I to że bardzo ceniłam sobie prywatność najwyraźniej nie przeszkadzało mu wcale bo coraz częściej przyłapywałam go buszującego mi po pokoju. Ale że też musiał znaleźć kopertę.
Popatrzył na mnie wyczekująco i powtórzył pytanie.
- Nie twoja sprawa. – zabrzmiało to ostrzej niż planowałam.
- Twój pamiętnik ? – spytał z ciekawością . I wcale nie próbował ukryć nuty złości, która zabrzmiała w jego głosie.
- Wynocha. – warknęłam i wyciągnęłam ręke po zeszyt. – I oddaj mi to. Natychmiast.
On w tym czasie wyjął z pod poduszki drugi zeszyt.
- Czemu masz dwa takie same pamiętniki ? –Zmienił taktykę. Teraz uderzył w ton młodszego brata, słodziaka. Patrzyłam na zeszyty z nieukrywanym zdziwieniem.
- Ha, sama bym chciała wiedzieć. – odpowiedziałam na jego pytanie w myślach. Faktycznie, wyglądały identycznie. Może gdybym nie skupiła się tylko na liście, olewając zeszyt, zauważyła bym ten szczegół.
- To ty mi dałeś kopertę. Skąd ją wziąłeś ?
Oczy błysnęły mu podejrzanie. Odpowiedział tylko : - Wszystko w swoim czasie.
Podeszłam do Luka bardzo powoli i wyrwałam mu je z ręki. – Zabieraj proszę stąd swój ciekawski tyłek, z łaski swojej. – Tyle wystarczyło by wyszedł.
Usiadłam na brzegu łóżka i oglądnęłam pamiętniki. Tamten z koperty był jakby bardziej wyblakły.
Oba zeszyty otworzyłam na pierwszej stronie. Wpisy były takie same. Moje pismo. Tyle że ten z koperty był wypełniony do końca i zamiast zwykłych wpisów były notatki dotyczące tego, co mam zrobić w danym dniu.
Opadłam na łóżko i próbowałam zebrać myśli.
- To niedorzeczne- powtarzałam sobie chyba z kwadrans. – Ale jednak prawdziwe. Nie ma mowy o pomyłce.. Nagle przypomniałam sobie o Renie. Poderwałam się natychmiast i chwyciłam list. Niestety, nie wyjaśniał czemu jest nieobecny.
Spojrzałam nieufnie na pamiętnik z przyszłości.
- Nawet jeśli to prawda, to nie muszę znać przyszłości.- powiedziałam jakbym chciała rzucić mu wyzwanie. – Do niczego mi to nie potrzebne.
Ale z drugiej strony…
W końcu chwyciłam zeszyt i otworzyłam na 19-stym września. Dzień sportu.
[ 19 września]
Zostałam poproszona o uderzenie podczas gry w softballa.
Wtedy powiedziałam że nie mogę, jednak chciałabym żebyś nie odmawiała tylko się zgodziła.
Mimo ogromnych starań Lui, przegraliśmy.
Odmówiłam i żałuje tego.
Nie dane mi było przeczytać ostatniej linijki bo zadzwonił telefon i Georgi mnie zagadała.
niedziela, 16 czerwca 2013
ROZDZIAŁ 2
- To się nie dzieje naprawdę. – pomyślałam. – To po prostu nie możliwe. Rozejrzałam się bezradnie po klasie , spodziewając się że zaraz ktoś wyskoczy spod ławki i krzyknie ``Mamy Cię ! Jesteś w ukrytej kamerze!``. Nic takiego jednak się nie stało. – A jeśli to prawda? – pomyślałam spanikowana. Zerknęłam jeszcze raz na list i przeczytałam dalej.
Usiądzie obok ciebie.
- Myślę że powinieneś usiąść obok Lilly. – zagadnął go nauczyciel równo z moim :
Cholera!
Tak więc Ren zajął miejsce obok mnie i mogłam mu się uważanie przyjrzeć. Miał czarne włosy , lekko za długie i odstające na wszystkie strony . Taki artystyczny nieład, bym powiedziała. Błękitne oczy były okalane długimi ciemnymi rzęsami , którymi zawstydziłby nie jedną dziewczynę.
Chwilę potem zorientowałam się że nie tylko ja na niego patrzę. Nie było w klasie osoby, która by na niego nie zerknęła.On zachowywał się jakby w ogóle tego nie zauważał. Postanowiłam z ciekawości przeczytać jeszcze kilka linijek tekstu w liście.
Zaprosisz Rena do pójścia z wami do knajpy po szkole, ale on odmówi. Tym razem nie zapraszaj go. Wcale!
Lekcje minęły zaskakująco szybko. Większość męskiej części szkoły ruszyła od razu w kierunku boiska szkolnego, jak to miała zawsze w zwyczaju przed corocznym dniem sportu. Wypadał on dokładnie za dwa tygodnie i 4 dni. Kierowaliśmy się już do głównej bramy, gdy Lui zawołała na cały regulator :
- Hej, Ren ! – Podbiegła do niego i zaczęła zagadywać. – Chodź z nami do knajpki. Zawszę tam chodzimy po lekcjach i gadamy. Jest miło i tak dalej.
Ren przechylił głowę na bok jakby się nad czymś zastanawiał. Odmówi, ta myśl sama pojawiła się w mojej głowie.
- Przykro mi, ale .. – zaczął zmieszany chłopak.
- Nie ma żadnego ale.- zagroziła mu palcem Lui.- Chętnie bliżej cie poznamy. Poza tym Lilly ma dziś urodziny. Możesz się czuć zaproszony na imprezę urodzinową- Posłała mu ten swój zniewalający uśmiech, po którym na myśl odnośnie przychodziło mi jedno słowo. Przepadł.
- Nie daj się prosić. – zagadnął Ollie.
- Wszyscy chcemy, byś poszedł, co nie? – dorzucił Chris i klepnął Rena po plecach.
- Tak. – od wszystkich padła taka sama odpowiedź. Tylko ja stałam i patrzyłam na nich szeroko otwartymi oczami. O tym mówił list, pomyślałam. Nie powinnam go zapraszać. Ale z drugiej strony jedno odstępstwo od normy nic nie zaszkodzi.
- Chodź z nami, Ren. – poprosiłam , starając by mój głos zabrzmiał jak najbardziej błagalnie. Oczywiście w miarach możliwości. Ren chwile się we mnie wpatrywał i w końcu uśmiechnął się wesoło.
– Okej..- Nachylił się nade mną i szepnął do ucha. – Sto lat.
Cała piątka jak jeden mąż zapiała z zachwytu. Ja tylko odpowiedziałam mechanicznie ‘dziękuje’. Musiałam wyglądać jak burak.
Poszliśmy do knajpy w centrum miasta. Najpierw zaśpiewali mi sto lat, potem wszyscy zamówili ten sam zestaw co zawsze : czekoladowy shake’a i muffin .Mi, jako solenizantce, przypadła podwójna porcja na ich koszt. Każdy miał coś do powiedzenia. Zastanawialiśmy się jakie oceny dostaniemy z dzisiejszego sprawdzianu. Jak z moim wybitnym talentem do liczb nie liczyłam na więcej niż mierny. Georgi za to była najmądrzejsza z nas jeśli chodzi o matematykę. Nawet taki mózgowiec jak Evelyn nie mógł się z nią równać w tej dziedzinie. To dzięki tej cudownej istocie co roku zdawałam z matmy, gdyż była jedyną, której udało się cokolwiek mi wytłumaczyć.Potem Lui opowiedziała nam o swoich wakacjach. Brak tematu nam nie groził i nie było mowy o nudzie. Co prawda Ren co chwilę zerkał na telefon i wyglądało jakby odrzucał połączenia.Już miałam mu powiedzieć żeby odebrał z łaski swojej, ale jakby czytał mi w myślach, wstał, przeprosił i oddalił się od stolika. Gdy wrócił jego mina nie wróżyła nic dobrego. Był blady jak śmierć a na czole miał małe kropelki potu. Oczy niebezpiecznie błyszczały.
- Co się stało ? – spytałam równo z Luisą. Spojrzał na nas jakby dopiero teraz przypomniał sobie że nie jest tu sam. Wzrok miał zupełnie nieobecny.
- Naprawdę was przepraszam, ale muszę się zbierać.- powiedział na jednym wdechu i rzucił się po swój plecak i na wychodnym rzucił przez ramię. – Do zobaczenia.
Ja i pozostała piątka tylko popatrzyła po sobie .
- Co z nim? – rzucił Chris. – Wyglądał na zdenerwowanego.
- Może serio nie powinniśmy go namawiać żeby z nami poszedł. – wtrąciła Georgia. Podzielałam jej opinie.
Miałam jakieś złe przeczucia co do tego szybkiego wyjścia Rena.
Gdy już wszyscy zjedli swoje porcje i nawet Lui wyczerpały się chęci do dalszego paplania, wyszliśmy z knajpy i każdy poszedł do domu. Mnie czekał ciąg dalszy imprezy…
Usiądzie obok ciebie.
- Myślę że powinieneś usiąść obok Lilly. – zagadnął go nauczyciel równo z moim :
Cholera!
Tak więc Ren zajął miejsce obok mnie i mogłam mu się uważanie przyjrzeć. Miał czarne włosy , lekko za długie i odstające na wszystkie strony . Taki artystyczny nieład, bym powiedziała. Błękitne oczy były okalane długimi ciemnymi rzęsami , którymi zawstydziłby nie jedną dziewczynę.
Chwilę potem zorientowałam się że nie tylko ja na niego patrzę. Nie było w klasie osoby, która by na niego nie zerknęła.On zachowywał się jakby w ogóle tego nie zauważał. Postanowiłam z ciekawości przeczytać jeszcze kilka linijek tekstu w liście.
Zaprosisz Rena do pójścia z wami do knajpy po szkole, ale on odmówi. Tym razem nie zapraszaj go. Wcale!
Lekcje minęły zaskakująco szybko. Większość męskiej części szkoły ruszyła od razu w kierunku boiska szkolnego, jak to miała zawsze w zwyczaju przed corocznym dniem sportu. Wypadał on dokładnie za dwa tygodnie i 4 dni. Kierowaliśmy się już do głównej bramy, gdy Lui zawołała na cały regulator :
- Hej, Ren ! – Podbiegła do niego i zaczęła zagadywać. – Chodź z nami do knajpki. Zawszę tam chodzimy po lekcjach i gadamy. Jest miło i tak dalej.
Ren przechylił głowę na bok jakby się nad czymś zastanawiał. Odmówi, ta myśl sama pojawiła się w mojej głowie.
- Przykro mi, ale .. – zaczął zmieszany chłopak.
- Nie ma żadnego ale.- zagroziła mu palcem Lui.- Chętnie bliżej cie poznamy. Poza tym Lilly ma dziś urodziny. Możesz się czuć zaproszony na imprezę urodzinową- Posłała mu ten swój zniewalający uśmiech, po którym na myśl odnośnie przychodziło mi jedno słowo. Przepadł.
- Nie daj się prosić. – zagadnął Ollie.
- Wszyscy chcemy, byś poszedł, co nie? – dorzucił Chris i klepnął Rena po plecach.
- Tak. – od wszystkich padła taka sama odpowiedź. Tylko ja stałam i patrzyłam na nich szeroko otwartymi oczami. O tym mówił list, pomyślałam. Nie powinnam go zapraszać. Ale z drugiej strony jedno odstępstwo od normy nic nie zaszkodzi.
- Chodź z nami, Ren. – poprosiłam , starając by mój głos zabrzmiał jak najbardziej błagalnie. Oczywiście w miarach możliwości. Ren chwile się we mnie wpatrywał i w końcu uśmiechnął się wesoło.
– Okej..- Nachylił się nade mną i szepnął do ucha. – Sto lat.
Cała piątka jak jeden mąż zapiała z zachwytu. Ja tylko odpowiedziałam mechanicznie ‘dziękuje’. Musiałam wyglądać jak burak.
Poszliśmy do knajpy w centrum miasta. Najpierw zaśpiewali mi sto lat, potem wszyscy zamówili ten sam zestaw co zawsze : czekoladowy shake’a i muffin .Mi, jako solenizantce, przypadła podwójna porcja na ich koszt. Każdy miał coś do powiedzenia. Zastanawialiśmy się jakie oceny dostaniemy z dzisiejszego sprawdzianu. Jak z moim wybitnym talentem do liczb nie liczyłam na więcej niż mierny. Georgi za to była najmądrzejsza z nas jeśli chodzi o matematykę. Nawet taki mózgowiec jak Evelyn nie mógł się z nią równać w tej dziedzinie. To dzięki tej cudownej istocie co roku zdawałam z matmy, gdyż była jedyną, której udało się cokolwiek mi wytłumaczyć.Potem Lui opowiedziała nam o swoich wakacjach. Brak tematu nam nie groził i nie było mowy o nudzie. Co prawda Ren co chwilę zerkał na telefon i wyglądało jakby odrzucał połączenia.Już miałam mu powiedzieć żeby odebrał z łaski swojej, ale jakby czytał mi w myślach, wstał, przeprosił i oddalił się od stolika. Gdy wrócił jego mina nie wróżyła nic dobrego. Był blady jak śmierć a na czole miał małe kropelki potu. Oczy niebezpiecznie błyszczały.
- Co się stało ? – spytałam równo z Luisą. Spojrzał na nas jakby dopiero teraz przypomniał sobie że nie jest tu sam. Wzrok miał zupełnie nieobecny.
- Naprawdę was przepraszam, ale muszę się zbierać.- powiedział na jednym wdechu i rzucił się po swój plecak i na wychodnym rzucił przez ramię. – Do zobaczenia.
Ja i pozostała piątka tylko popatrzyła po sobie .
- Co z nim? – rzucił Chris. – Wyglądał na zdenerwowanego.
- Może serio nie powinniśmy go namawiać żeby z nami poszedł. – wtrąciła Georgia. Podzielałam jej opinie.
Miałam jakieś złe przeczucia co do tego szybkiego wyjścia Rena.
Gdy już wszyscy zjedli swoje porcje i nawet Lui wyczerpały się chęci do dalszego paplania, wyszliśmy z knajpy i każdy poszedł do domu. Mnie czekał ciąg dalszy imprezy…
sobota, 15 czerwca 2013
ROZDZIAŁ 1
-Mamo, czemu mnie nie obudziłaś ? – zawołałam gdy wpadłam z rozpędu do kuchni. Pół godziny za późno, oczywiście. – Za piętnaście minut mam autobus do szkoły, nie mogę się spóźnić w pierwszy dzień!
- A ja myślałam że od tego jest budzik. – oburzyła się mama kierując się do salonu.
- Tak, nastawiłam trzy i nic to nie dało. – Podczas gdy ja lamentowałam sobie nad własną niepunktualnością, w kuchni zrobiło się cicho więc podreptałam za mamą.
Już miałam dalej wygłaszać mowę na temat mojego niefortunnego budzenia, ale słowa ugrzęzły mi w ustach.
- Sto lat kochanie !- rodzice razem z bratem stali przy stole, na którym leżał wielki urodzinowy tort z siedemnastoma świeczkami i szczerzyli się do mnie wesoło. Kurde! Niech żyje głupota, pomyślałam. Tylko , ja Lillian Evans, dziś szczególnie spóźniona i nieogarnięta mogłam zapomnieć o własnych urodzinach.
- Dziękuje wam. – powiedziałam gdy tamta trójka rozpoczęła grupowy uścisk.
- Prezenty rozpakujesz później bo … – zaczął tata, lecz Luke przerwał mu niegrzecznie.
- Z wyjątkiem tego. – dorzucił podając mi dość dużą kopertę.
- Co to ? – spytałam głupio.
Luke najwyraźniej nie zamierzał odpowiadać, bo podał mi kopertę i wyszedł cicho z pokoju.
- Pewnie list i niespodzianka od cioci Sarah, wysyła Ci coś co rok.. A teraz idź już bo się spóźnisz. – zagrzmiała podając mi torebkę i popychając do wyjścia.
Tak, to cała ja. Zakręcona na maksa.. Dziś skończyłam 17 lat. Mieszkam z rodzicami i bratem w Southampton, w Anglii. Jestem zwykłą nastolatką, niczym nie wyróżniającą się. Mam dość długie nogi, z których jestem zresztą bardzo dumna, ciemno brązowe włosy spływające falami na ramiona i zielone oczy. Tak jak mówiłam, niczym specjalnym się nie wyróżniam.
Gdy zajęłam już miejsce w autobusie, wyjęłam z torebki list i otworzyłam go. Spodziewałam się bardziej jakiejś kartki w stylu tych z rysunkiem Barbie i wygrawerowanym na złoto wiekiem i filmu DVD, jak to miała w stylu wysyłać ciotka Sarah ale w kopercie była tylko zwykła kartka wyrwana z zeszytu i złożona na pół oraz gruby zeszyt. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu na kartce pisało że nadawcą jestem...ee.. ja sama.
- Co, do diabła. – pomyślałam skanując podejrzliwie kopertę. Nie mogła zostać przysłana przez pocztę bo nie było na niej nawet znaczka pocztowego, nie mówiąc o danych ``prawdziwego`` nadawcy. Ciekawe gdzie mama ją znalazła, trzeba ją będzie później spytać. Schowałam kopertę z zeszytem z powrotem do torby ale list postanowiłam przeczytać. Nawet jeśli ktoś po prostu robi sobie ze mnie jaja, nic nie zaszkodzi przeczytać co nabazgrał w środku. Tak z czystej ciekawości..
Do 17- letniej mnie, jak się masz ?
Piszę do Ciebie z przyszłości odległej o 10 lat.
Pewnie zastanawiasz się po co to robię. Otóż, jest coś , co chciałabym abyś dla mnie zrobiła.
Nie chcę popełnić pewnych błędów ponownie , dlatego w tym liście piszę co się wydarzy, byś tym razem , w przeszłości ,mogła wybrać odpowiednią drogę i podjąć dobrą decyzje.
Ja już nie mam takiej możliwości..
[ 1 września ]
Mimo że włączyłaś kilka budzików, I tak zaspałaś a na dodatek zapomniałaś o własnych urodzinach. Nie martw się, zdążysz. Spóźni się za to Evelyn.
Jeśli jeszcze masz czas, powtórz sobie ostatnie lekcje z matematyki z przed wakacji. Pan Clancy zrobi test powtórzeniowy.Nie zaliczysz.
Do klasy dołączy nowy uczeń który przeniósł się z Londynu. Nazywa się Ren Howard.
Panie, broń mnie przed idiotami. – pomyślałam.
Zdezorientowana patrzyłam na list. Byłam bliska wybuchu śmiechu. To było nie tylko niedorzeczne, to było po prostu niemożliwe. Ale brawa za pomysłowość, jakby nie było. Pomysł był dość interesujący. Jako że akurat dojechałam do mojego przystanku schowałam list i ruszyłam do szkoły. Postanowiłam nie przejmować się takimi bzdurami.
- Lilly ! – ktoś rzucił mi się na plecy. – Wszystkiego najlepszego !
- Cześć Lui. I dziękuje – odpowiedziałam zdyszana jakbym co najmniej przebiegła maraton a nie przeszła przez korytarz z przyjaciółką na plecach. Ggy byłyśmy już przy klasie w końcu łaskawie zeskoczyła na ziemie i mocno mnie uścisnęła. Luisa Price była moim całkowitym przeciwieństwem. Platynowe blond włosy, troszkę za dużo samoopalacza i ozdób. Ale znałyśmy się od zawsze. Ogólnie dzieciństwo miałam bardziej niż fajnie , a to wszystko dzięki piątce najlepszych przyjaciół pod słońcem. Każde z nas jest inne – pod względem wyglądu jak i charakteru a mimo to nie potrafimy bez siebie żyć.. I oto jedna z tej cudowniej piątki stała właśnie przede mną i patrzyła na mnie swoimi niebieskimi jak niebo oczami. Kochałam jej oczy. Serio, sama chciałabym takie mieć.
- Jak wakacje ? – spytała melodyjnym głosem. – Bo moje super. Poznałam duuużo fajnych chłopaków. Jednak wakacje z rodzicami mają swoje plusy.
- A tak strasznie płakałaś że wolisz zostać tutaj. Ja w wakacje nie robiłam prawie nic. Może odwiedziłam kilku krewnych i tyle. – odpowiedziałam. Luisa bowiem, jako jedyna z naszej szóstki miała w tym roku tyle szczęścia, i pojechała na wakacje z rodzicami do Hiszpanii. W ogóle gdzieś pojechała. Ja i pozostała czwórka strasznie jej zazdrościliśmy.Jako że miasto leży blisko morza , prawie codziennie leżeliśmy godzinami na plaży jak placki. W Sali była już większa połowa klasy.
- Gdzie reszta ? – spytałam Lui, gdy nie mogłam zlokalizować ani jednej twarzy.
- Chłopaki gdzieś na korytarzu, a Georgi jeszcze przed chwilą tu była. – odpowiedziała wykręcając głowę na wszystkie możliwe strony. Nagle ktoś tak niespodziewanie położył mi rękę na ramieniu, że aż cicho pisnęłam. A ja nigdy nie piszczę, naprawdę. No może raz mi się zdarzyło, gdy razem z bratem postanowiliśmy zrobić polowanie na duchy, zaraz po tym jak usłyszeliśmy jakieś niezidentyfikowane odgłosy dobiegające ze strychu. Akurat oglądaliśmy `Nawiedzone Domy`, więc wiedzieliśmy mniej więcej od czego zacząć. Poszliśmy na strych, siedzieliśmy w ciemności i nasłuchiwaliśmy. Właśnie wtedy jakaś czarna masa wyskoczyła zza szafy. W prawdzie życie nie przeleciało mi przed oczami, ale wydałam z siebie wrzask na cały regulator. Jestem prawie pewnie że do dziś odbija się echem gdzieś w kosmosie. Wolę nie mówić jak zareagował Luke. Biedak, do dziś boi się tam wchodzić. Okazało się że to mama chciała nam odpłacić za to, że mimo wyraźnego zakazu z jej strony i tak oglądaliśmy horror po 22.
- Jestem. – usłyszałam za sobą głos drugiej z cudowniej piątki. Odwróciłam się i obie z Lui wyściskałyśmy przyjaciółkę, i mimo że ja widziałam ją zaledwie w zeszłym tygodniu wyglądało to jakbyśmy się nie widziały całe wakacje. Georgina Torres miała prawdziwy talent do pojawiania się dosłownie znikąd Tak samo jak do znikania w najmniej oczekiwanych momentach. Pytaliśmy jej już wielokrotnie czy może nie należy do jakiejś tajnej organizacji ninja, ale odmówiła odpowiedzi. Georgi z kolei miała kruczoczarne włosy do ramion i brązowe oczy. Jeśli chodzi zaś o ubiór, to w przeciwieństwie do Lui i mnie preferowała ciuchy w kolorze czerni i ewentualnie brązu. Krótko mówiąc, była mroczna ,i tyle na ten temat. – Wszystkiego najlepszego ,Lilly !
- Dzięki – znów ją wyściskałam. Najwyraźniej one pamiętały o moich urodzinach, podczas gdy głównej zainteresowanej wypadły z głowy.
- Dawnośmy się nie widzieli. – zawołał z progu klasy Christopher Thorne, zdrobniale nazywany Chrisem. Trzeci z cudownej piątki był typem sportowca. W każdym calu. Blond włosy, które powinien dawno temu obciąć, związane miał na karku w kucyk. Niebieskie oczy rzucały wesołe błyski. Najlepszy w reprezentacji szkoły z piłki nożnej. Kapitan drużyny i przewodniczący klubu nożnej. Zawsze roześmiany i życzliwy dla wszystkich. Był bardzo popularny i nie narzekał na brak wyznań miłosnych i ofert szybkiego numerku w męskiej toalecie. I chodź zaklinał się że wszystkie takie oferty natychmiast odrzucał , my z Lui nie byłyśmy co do tego takie pewnie..
Zaraz za nim do klasy wszedł Oliver Wrigh. W jego brązowych włosach widać było przeplatające się gdzieniegdzie złociste błyski, będące wynikiem nieudanego eksperymentu fryzjerskiego z pasemkami. Oczywiście w moim wykonani.
Jeszcze dwa miesiące temu na prawdę wierzyłam że mam szanse zostać fryzjerką. Mój pomysł jednak umarł śmiercią naturalną, gdy zobaczyłam co zrobiłam biednemu Oliverowi. Nie chciałam by więcej ludzi musiało czuć się jak on, gdy zobaczył że jego brązowe niegdyś włosy przybrały odcień żółto- różowy.
Jak to przystało na wiecznie aż zbyt opanowanego Olliego powieka nawet mu nie drgnęła , ale mimo to czułam że gdzieś głęboko w środku najchętniej by mnie zamordował na miejscu. Zdziwiliśmy się wszyscy gdy pozwolił mi naprawić swój błąd, i tym razem wyszło całkiem całkiem. Mimo że nie był zbyt otwarty na nowe znajomości, naprawdę mogłam na nim polegać.
- Wszystkiego Najlepszego !- obydwoje rzucili mi się na szyję.
- Dziękuje Wam. Gdzie Evelyn? – spytałam nagle, uświadamiając sobie że brakuje mi jednej twarzy.
- Zaraz będzie. – odparł Ollie.
-Na pewno zdąży przed dzwonkiem. – powiedziała Lui... równo z dzwonkiem.
- Albo i nie. – rzucił Chris i ruszył do swojej ławki . Zajęliśmy swoje miejsca i do Sali wszedł nauczyciel.
- Witam wszystkich – zaczął pan Clancy – Mam nadzieje że miło spędziliście wakacje.
Wszyscy zaczęli opowiadać o swoich wakacyjnych przygodach, byle by tylko zagadać go do końca lekcji. Polegliśmy po dziesięciu minutach, akurat gdy drzwi do klasy otworzyły się z hukiem i pojawiła się w nich Evelyn Cooper.
- Przepraszam za spóźnienie. – zapiszczała zdyszana Evy.
Wszyscy zrobili wielkie oczy. Evy nigdy się jeszcze nie spóźniła. Tak samo jak nie dostała jedynki itp. Była po prostu wzorem ucznia do naśladowania. Rude włosy miała upięte w kucyk z tyłu głowy. W trzy sekundy znalazła się w swojej ławce.
- To tylko zbieg okoliczności. – pomyślałam, przypominając sobie o liście.
Spóźni się za to Evelyn.
Pan Clancy najwyraźniej nie mógł otrząsnąć się z szoku bo wpatrywał się w Evelyn z dobrą minutę. Gdy już odzyskał rezon, podszedł do biurka wyjął grubą teczkę.
- Pamiętacie jak mówiłem wam, żebyście w wakacje powtarzali materiał. Otóż teraz mam zamiar sprawdzić ile tak naprawdę powtórzyliście. Zrobimy test, proszę wyjąć długopisy. – oznajmił i zaczął rozdawać pracę.
Jeśli jeszcze masz czas, powtórz sobie ostatnie lekcje z matematyki. Będzie kartkówka.
Ciarki przeleciały mi po plecach. Dalej tłumaczyłam sobie że to tylko czysty przypadek, ale mimo wszystko wyciągnęłam list i przeczytałam ponownie. Pod koniec lekcji do Sali wszedł dyrektor .
-Witam gorąco wszystkich uczniów. Mam szczerą nadzieje, że dobrze spędziliście wakacje.Od dziś do waszej klasy dołączy nowy uczeń. Przeniósł się tu z Londynu i jest jeszcze nowy, więc zajmijcie się nim dobrze. Poznajcie Rena Howarda. – dyrektor poklepał go przyjaźnie po plecach.
Do klasy dołączy nowy uczeń który przeniósł się z Londynu. Nazywa się Ren Howard.
Teraz to przestraszyłam się nie na żarty.
- A ja myślałam że od tego jest budzik. – oburzyła się mama kierując się do salonu.
- Tak, nastawiłam trzy i nic to nie dało. – Podczas gdy ja lamentowałam sobie nad własną niepunktualnością, w kuchni zrobiło się cicho więc podreptałam za mamą.
Już miałam dalej wygłaszać mowę na temat mojego niefortunnego budzenia, ale słowa ugrzęzły mi w ustach.
- Sto lat kochanie !- rodzice razem z bratem stali przy stole, na którym leżał wielki urodzinowy tort z siedemnastoma świeczkami i szczerzyli się do mnie wesoło. Kurde! Niech żyje głupota, pomyślałam. Tylko , ja Lillian Evans, dziś szczególnie spóźniona i nieogarnięta mogłam zapomnieć o własnych urodzinach.
- Dziękuje wam. – powiedziałam gdy tamta trójka rozpoczęła grupowy uścisk.
- Prezenty rozpakujesz później bo … – zaczął tata, lecz Luke przerwał mu niegrzecznie.
- Z wyjątkiem tego. – dorzucił podając mi dość dużą kopertę.
- Co to ? – spytałam głupio.
Luke najwyraźniej nie zamierzał odpowiadać, bo podał mi kopertę i wyszedł cicho z pokoju.
- Pewnie list i niespodzianka od cioci Sarah, wysyła Ci coś co rok.. A teraz idź już bo się spóźnisz. – zagrzmiała podając mi torebkę i popychając do wyjścia.
Tak, to cała ja. Zakręcona na maksa.. Dziś skończyłam 17 lat. Mieszkam z rodzicami i bratem w Southampton, w Anglii. Jestem zwykłą nastolatką, niczym nie wyróżniającą się. Mam dość długie nogi, z których jestem zresztą bardzo dumna, ciemno brązowe włosy spływające falami na ramiona i zielone oczy. Tak jak mówiłam, niczym specjalnym się nie wyróżniam.
Gdy zajęłam już miejsce w autobusie, wyjęłam z torebki list i otworzyłam go. Spodziewałam się bardziej jakiejś kartki w stylu tych z rysunkiem Barbie i wygrawerowanym na złoto wiekiem i filmu DVD, jak to miała w stylu wysyłać ciotka Sarah ale w kopercie była tylko zwykła kartka wyrwana z zeszytu i złożona na pół oraz gruby zeszyt. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu na kartce pisało że nadawcą jestem...ee.. ja sama.
- Co, do diabła. – pomyślałam skanując podejrzliwie kopertę. Nie mogła zostać przysłana przez pocztę bo nie było na niej nawet znaczka pocztowego, nie mówiąc o danych ``prawdziwego`` nadawcy. Ciekawe gdzie mama ją znalazła, trzeba ją będzie później spytać. Schowałam kopertę z zeszytem z powrotem do torby ale list postanowiłam przeczytać. Nawet jeśli ktoś po prostu robi sobie ze mnie jaja, nic nie zaszkodzi przeczytać co nabazgrał w środku. Tak z czystej ciekawości..
Do 17- letniej mnie, jak się masz ?
Piszę do Ciebie z przyszłości odległej o 10 lat.
Pewnie zastanawiasz się po co to robię. Otóż, jest coś , co chciałabym abyś dla mnie zrobiła.
Nie chcę popełnić pewnych błędów ponownie , dlatego w tym liście piszę co się wydarzy, byś tym razem , w przeszłości ,mogła wybrać odpowiednią drogę i podjąć dobrą decyzje.
Ja już nie mam takiej możliwości..
[ 1 września ]
Mimo że włączyłaś kilka budzików, I tak zaspałaś a na dodatek zapomniałaś o własnych urodzinach. Nie martw się, zdążysz. Spóźni się za to Evelyn.
Jeśli jeszcze masz czas, powtórz sobie ostatnie lekcje z matematyki z przed wakacji. Pan Clancy zrobi test powtórzeniowy.Nie zaliczysz.
Do klasy dołączy nowy uczeń który przeniósł się z Londynu. Nazywa się Ren Howard.
Panie, broń mnie przed idiotami. – pomyślałam.
Zdezorientowana patrzyłam na list. Byłam bliska wybuchu śmiechu. To było nie tylko niedorzeczne, to było po prostu niemożliwe. Ale brawa za pomysłowość, jakby nie było. Pomysł był dość interesujący. Jako że akurat dojechałam do mojego przystanku schowałam list i ruszyłam do szkoły. Postanowiłam nie przejmować się takimi bzdurami.
- Lilly ! – ktoś rzucił mi się na plecy. – Wszystkiego najlepszego !
- Cześć Lui. I dziękuje – odpowiedziałam zdyszana jakbym co najmniej przebiegła maraton a nie przeszła przez korytarz z przyjaciółką na plecach. Ggy byłyśmy już przy klasie w końcu łaskawie zeskoczyła na ziemie i mocno mnie uścisnęła. Luisa Price była moim całkowitym przeciwieństwem. Platynowe blond włosy, troszkę za dużo samoopalacza i ozdób. Ale znałyśmy się od zawsze. Ogólnie dzieciństwo miałam bardziej niż fajnie , a to wszystko dzięki piątce najlepszych przyjaciół pod słońcem. Każde z nas jest inne – pod względem wyglądu jak i charakteru a mimo to nie potrafimy bez siebie żyć.. I oto jedna z tej cudowniej piątki stała właśnie przede mną i patrzyła na mnie swoimi niebieskimi jak niebo oczami. Kochałam jej oczy. Serio, sama chciałabym takie mieć.
- Jak wakacje ? – spytała melodyjnym głosem. – Bo moje super. Poznałam duuużo fajnych chłopaków. Jednak wakacje z rodzicami mają swoje plusy.
- A tak strasznie płakałaś że wolisz zostać tutaj. Ja w wakacje nie robiłam prawie nic. Może odwiedziłam kilku krewnych i tyle. – odpowiedziałam. Luisa bowiem, jako jedyna z naszej szóstki miała w tym roku tyle szczęścia, i pojechała na wakacje z rodzicami do Hiszpanii. W ogóle gdzieś pojechała. Ja i pozostała czwórka strasznie jej zazdrościliśmy.Jako że miasto leży blisko morza , prawie codziennie leżeliśmy godzinami na plaży jak placki. W Sali była już większa połowa klasy.
- Gdzie reszta ? – spytałam Lui, gdy nie mogłam zlokalizować ani jednej twarzy.
- Chłopaki gdzieś na korytarzu, a Georgi jeszcze przed chwilą tu była. – odpowiedziała wykręcając głowę na wszystkie możliwe strony. Nagle ktoś tak niespodziewanie położył mi rękę na ramieniu, że aż cicho pisnęłam. A ja nigdy nie piszczę, naprawdę. No może raz mi się zdarzyło, gdy razem z bratem postanowiliśmy zrobić polowanie na duchy, zaraz po tym jak usłyszeliśmy jakieś niezidentyfikowane odgłosy dobiegające ze strychu. Akurat oglądaliśmy `Nawiedzone Domy`, więc wiedzieliśmy mniej więcej od czego zacząć. Poszliśmy na strych, siedzieliśmy w ciemności i nasłuchiwaliśmy. Właśnie wtedy jakaś czarna masa wyskoczyła zza szafy. W prawdzie życie nie przeleciało mi przed oczami, ale wydałam z siebie wrzask na cały regulator. Jestem prawie pewnie że do dziś odbija się echem gdzieś w kosmosie. Wolę nie mówić jak zareagował Luke. Biedak, do dziś boi się tam wchodzić. Okazało się że to mama chciała nam odpłacić za to, że mimo wyraźnego zakazu z jej strony i tak oglądaliśmy horror po 22.
- Jestem. – usłyszałam za sobą głos drugiej z cudowniej piątki. Odwróciłam się i obie z Lui wyściskałyśmy przyjaciółkę, i mimo że ja widziałam ją zaledwie w zeszłym tygodniu wyglądało to jakbyśmy się nie widziały całe wakacje. Georgina Torres miała prawdziwy talent do pojawiania się dosłownie znikąd Tak samo jak do znikania w najmniej oczekiwanych momentach. Pytaliśmy jej już wielokrotnie czy może nie należy do jakiejś tajnej organizacji ninja, ale odmówiła odpowiedzi. Georgi z kolei miała kruczoczarne włosy do ramion i brązowe oczy. Jeśli chodzi zaś o ubiór, to w przeciwieństwie do Lui i mnie preferowała ciuchy w kolorze czerni i ewentualnie brązu. Krótko mówiąc, była mroczna ,i tyle na ten temat. – Wszystkiego najlepszego ,Lilly !
- Dzięki – znów ją wyściskałam. Najwyraźniej one pamiętały o moich urodzinach, podczas gdy głównej zainteresowanej wypadły z głowy.
- Dawnośmy się nie widzieli. – zawołał z progu klasy Christopher Thorne, zdrobniale nazywany Chrisem. Trzeci z cudownej piątki był typem sportowca. W każdym calu. Blond włosy, które powinien dawno temu obciąć, związane miał na karku w kucyk. Niebieskie oczy rzucały wesołe błyski. Najlepszy w reprezentacji szkoły z piłki nożnej. Kapitan drużyny i przewodniczący klubu nożnej. Zawsze roześmiany i życzliwy dla wszystkich. Był bardzo popularny i nie narzekał na brak wyznań miłosnych i ofert szybkiego numerku w męskiej toalecie. I chodź zaklinał się że wszystkie takie oferty natychmiast odrzucał , my z Lui nie byłyśmy co do tego takie pewnie..
Zaraz za nim do klasy wszedł Oliver Wrigh. W jego brązowych włosach widać było przeplatające się gdzieniegdzie złociste błyski, będące wynikiem nieudanego eksperymentu fryzjerskiego z pasemkami. Oczywiście w moim wykonani.
Jeszcze dwa miesiące temu na prawdę wierzyłam że mam szanse zostać fryzjerką. Mój pomysł jednak umarł śmiercią naturalną, gdy zobaczyłam co zrobiłam biednemu Oliverowi. Nie chciałam by więcej ludzi musiało czuć się jak on, gdy zobaczył że jego brązowe niegdyś włosy przybrały odcień żółto- różowy.
Jak to przystało na wiecznie aż zbyt opanowanego Olliego powieka nawet mu nie drgnęła , ale mimo to czułam że gdzieś głęboko w środku najchętniej by mnie zamordował na miejscu. Zdziwiliśmy się wszyscy gdy pozwolił mi naprawić swój błąd, i tym razem wyszło całkiem całkiem. Mimo że nie był zbyt otwarty na nowe znajomości, naprawdę mogłam na nim polegać.
- Wszystkiego Najlepszego !- obydwoje rzucili mi się na szyję.
- Dziękuje Wam. Gdzie Evelyn? – spytałam nagle, uświadamiając sobie że brakuje mi jednej twarzy.
- Zaraz będzie. – odparł Ollie.
-Na pewno zdąży przed dzwonkiem. – powiedziała Lui... równo z dzwonkiem.
- Albo i nie. – rzucił Chris i ruszył do swojej ławki . Zajęliśmy swoje miejsca i do Sali wszedł nauczyciel.
- Witam wszystkich – zaczął pan Clancy – Mam nadzieje że miło spędziliście wakacje.
Wszyscy zaczęli opowiadać o swoich wakacyjnych przygodach, byle by tylko zagadać go do końca lekcji. Polegliśmy po dziesięciu minutach, akurat gdy drzwi do klasy otworzyły się z hukiem i pojawiła się w nich Evelyn Cooper.
- Przepraszam za spóźnienie. – zapiszczała zdyszana Evy.
Wszyscy zrobili wielkie oczy. Evy nigdy się jeszcze nie spóźniła. Tak samo jak nie dostała jedynki itp. Była po prostu wzorem ucznia do naśladowania. Rude włosy miała upięte w kucyk z tyłu głowy. W trzy sekundy znalazła się w swojej ławce.
- To tylko zbieg okoliczności. – pomyślałam, przypominając sobie o liście.
Spóźni się za to Evelyn.
Pan Clancy najwyraźniej nie mógł otrząsnąć się z szoku bo wpatrywał się w Evelyn z dobrą minutę. Gdy już odzyskał rezon, podszedł do biurka wyjął grubą teczkę.
- Pamiętacie jak mówiłem wam, żebyście w wakacje powtarzali materiał. Otóż teraz mam zamiar sprawdzić ile tak naprawdę powtórzyliście. Zrobimy test, proszę wyjąć długopisy. – oznajmił i zaczął rozdawać pracę.
Jeśli jeszcze masz czas, powtórz sobie ostatnie lekcje z matematyki. Będzie kartkówka.
Ciarki przeleciały mi po plecach. Dalej tłumaczyłam sobie że to tylko czysty przypadek, ale mimo wszystko wyciągnęłam list i przeczytałam ponownie. Pod koniec lekcji do Sali wszedł dyrektor .
-Witam gorąco wszystkich uczniów. Mam szczerą nadzieje, że dobrze spędziliście wakacje.Od dziś do waszej klasy dołączy nowy uczeń. Przeniósł się tu z Londynu i jest jeszcze nowy, więc zajmijcie się nim dobrze. Poznajcie Rena Howarda. – dyrektor poklepał go przyjaźnie po plecach.
Do klasy dołączy nowy uczeń który przeniósł się z Londynu. Nazywa się Ren Howard.
Teraz to przestraszyłam się nie na żarty.
piątek, 14 czerwca 2013
PROLOG
NOWA KSIĄŻKA :D tak mnie jakoś wzięło .
PROLOG
Jakbyście się czuli gdybyście dostali list od samej siebie z przyszłości odległej o 10 lat?
Dobre pytanie ,prawda? Ja zrobiłam to co zrobiła by większość, czyli nie uwierzyłam.Zignorowałam go.
Ale tak było tylko na początku. Potem, ciąg wydarzeń uświadomił że osoba która pisała list, już kiedyś przeżyła to co ja przeżywałam teraz.
Szaleństwo prawda? Dlatego kiedy powiedziała że zakocham się w Renie ,nowym uczniu, nie mogłam uwierzyć.Ale nie mogła się mylić,prawda? Także z tym, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo?
Gdybym tylko wiedziała...
PROLOG
Jakbyście się czuli gdybyście dostali list od samej siebie z przyszłości odległej o 10 lat?
Dobre pytanie ,prawda? Ja zrobiłam to co zrobiła by większość, czyli nie uwierzyłam.Zignorowałam go.
Ale tak było tylko na początku. Potem, ciąg wydarzeń uświadomił że osoba która pisała list, już kiedyś przeżyła to co ja przeżywałam teraz.
Szaleństwo prawda? Dlatego kiedy powiedziała że zakocham się w Renie ,nowym uczniu, nie mogłam uwierzyć.Ale nie mogła się mylić,prawda? Także z tym, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo?
Gdybym tylko wiedziała...
piątek, 8 marca 2013
ROZDZIAŁ 20 - OSTATNI
Sophie wylądowała z wręcz kocią gracją. Tylko jej mina ani trochę nie była elegancka.
Wyprostowała się i wciągnęła powietrze głęboko w płuca. Rozglądnęła się po sali i w końcu jej wzrok zatrzymał się na mnie.
- Sollange ! - zacharczała. W ogóle nie przypominała dawnej Sophie.
- Sophie, kto Ci to zrobił ? - szepnęłam.
Nagle jej twarzy zagościła czysta furia.
- Zapłaci mi ! - krzyknęła i ruszyła ku drzwiom.Ku mojemu zaskoczeniu te otworzyły się z hukiem i do sali wparowało kilka wampirów z bronią.Nie trudno było odszyfrować ich zamiary.
- Uciekaj! - krzyknęłam.
Sophie wyglądała na zdezorientowaną i już otwierała usta by coś powiedzieć, gdy za jej plecami zmaterializował się Nicholas i wbił jej kołek prosto w plecy.
Ta padła jak długa na ziemie i z jej ust wydobył się żałosny skowyt zanim zamieniła się w proch.
Zamarłam z przerażenia na widok całej tej akcji.
- Kto by pomyślał że będzie aż tak głupia by tu po mnie przyjść. - zaśmiał się Nicholas.
- Ty jej to zrobiłeś ?! - warknęłam. - To byłeś ty!
W sekundę znalazł się przy mnie i zaśmiał mi się prosto w twarz. - A niby kto inny?
- Jesteś chory. - syknęłam z nieukrywaną goryczą.
- Spokojnie, maleńka. - odparł, głaskając mnie po policzku. - To samo czeka ciebie.
Prychnęłam pogardliwie. - Musiałabym być wampirem.
- To właśnie kolejny etap mojego planu.- zamruczał i zanurzył kły w mojej szyi.
Tym razem pił tak długo aż straciłam przytomność.
Równie dobrze mogłabym się obudzić na księżycu. Cała sala była zapełniona ludźmi walczącymi wampirami.
Pewnie gdyby wszystko mnie nie bolało szybciej zorientowałabym się że wśród walczących widzę prawie same znajome twarze. Mama , tata , Pan Sparks, Lucas z Trinity a nawet Zoe. Ich przeciwnikami byli oczywiście kumple Nicholasa, tyle że on sam wyparował.
Wciągnęłam powietrze do płuc i poczułam dziwny metaliczny zapach. Nagle przeszywający ból przeszył mi gardło.Złapałam się za nie obiema rękami w ostatnim akcie desperacji jakby to miało mi pomóc.
Co se dzieje? - pomyślałam. I wtedy wspomnienia zaczęły napływać falami. Nicholas pochylający się nade mną, pijący moją krew a potem witający mnie w swoim świecie. To były tylko nie liczne przebłyski świadomości ale wystarczające, bym pamiętała moment gdy mój największy wróg chciał wbić mi kołek w serce. I wtedy w sali zaczęli pojawiać się łowcy. Cały zakon.
Podniosłam się z podłogi i szurając nogami szukałam źródła zapachu.
- Niemożliwe. - powtarzałam sobie. - Nie mogę być ..
Nagle ktoś złapał mnie za gardło. Uścisk był mocny ale w przypływie adrenaliny złapałam napastnika i dzięki nowej sile wyrzuciłam w powietrze jakby nie ważył więcej niż piórko. W samą porę by Zoe rzuciła się na niego i zmieniła w proch.
- Sol ! - zawołała.
Podbiegła do mnie i chwyciła za ręce. - Tak mi przykro. Nie wiem co Ci powiedzieć.
Przytuliłam ją mocno i łzy zakręciły mi się w oczach.
- Nic nie mów. To nie twoja wina. Nicholas.. - nagle urwałam.- Gdzie on jest ? I jak mnie w ogóle znaleźliście?
- Cam. On zadzwonił do twoich rodziców. Gdy się tu zjawiliśmy Cam od razu rzucił się na Nicholasa. Tyle ich widziałam.
- Musze ich znaleźć.- wyrwałam się z ramiom Zoe i ruszyłam ku drzwiom.
- Sol, na pewno dobrze się czujesz ? Dziwna jesteś jakaś. - usłyszałam za plecami zanim wyszłam.
Nagle ogarnęła mnie głęboka rozpacz. Jak mama przyjmie to kim, teraz jestem ?
Miałam być łowcą, a teraz sama stałam się wampirem. Zwierzyną na którą miałam polować.
Ale może jakoś da się to wykorzystać. Co nie co wiedziałam o wampirach, jakby nie było.
Skupiłam się i wysiliłam słuch. Nie wiem, czego się spodziewałam ale na pewno nie głuchej ciszy.
Nic nie słyszałam , kompletnie. Poczułam panikę. Co, jak zjawie się za późno ?
Przeszłam kilka korytarzy i znów nasłuchiwałam. Mam was !
Ruszyłam biegiem na dach.
Gdy tam dotarłam moja twarz wykrzywiła się w niemym szoku.
Cam stał tyłem do mnie, pod stopami miał proch. - Pewnie Nicholas - pomyślałam.
- Zaraz, zaraz. Czemu ten idiota celuje kołek w siebie?
- Cam ! - zawołałam.Odwrócił się i zbladł jak śmierć. Wyglądał jakby zobaczył ducha.
- Sollange ? Ty żyjesz ?
- A czemu miałabym nie żyć ? - to była poważna chwila ale mina Cama pozostawiała wiele do życzenia.
- Leżałaś tam i nie oddychałaś..Tak mi sie przynajmniej wydawało - zawahał się na moment -Myślałem..
Spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. Trudno, co się stało to się nie odstanie.
- Dobrze myślałeś. Nie oddychałam. - wyszeptałam i poczułam jak łzy pieką mnie pod powiekami.
- Ale przecież .. - zaczął Cam.
- Zmienił mnie! - zawyłam żałośnie i z gardła wyrwał mi się szloch. - Zmienił mnie w wampira, Cam !
Momentalnie znalazłam się w jego ramionach.Głaskał mnie po włosach i uspokajał.
- Zabił mnie i zmienił .- lamentowałam. - Co powiedzą rodzice ?
- Będzie dobrze. To nie twoja wina. Nic już nie zrobimy.
Staliśmy tak jeszcze chwile i ruszyliśmy do głównej sali. Łowcy już kończyli walkę Oczywiście z wygraną na ich koncie.
- Sollange!- zapiała mama gdy przekroczyłam próg sali. Rzuciła się do mnie i przytuliła. - Tak się bałam.
Wszyscy zebrani zrobili duże koło wokół nas jakbym była jakimś pudlem na wystawie psów.
- Wracajmy do domu. - powiedział tata.Miał rozcięte czoło i wyglądał na wyczerpanego. Jak wszyscy z resztą.Wszyscy patrzyli na mnie z takim współczuciem i smutkiem przez to co mnie spotkało.
A nie znali nawet całej prawdy o ogromie zniszczeń.
-Mamo, muszę wam coś powiedzieć.- zaczęłam ostrożnie patrząc każdemu z osobna w oczy. - Nie wiem jak to przyjmiecie, ale proszę Was, zrozumcie że to nie moja wina. - znów zaczęłam płakać.
Wszystko jest do kitu, pomyślałam.
- O co chodzi, Sol ? - spytał tata.
Gdy nie odpowiedziałam, do akcji wkroczyła mama. Położyła mi zachęcająco dłoń na ramieniu i przemówiła opiekuńczym głosem. - Możesz nam powiedzieć, co kol wiek to jest.
- Zmienił mnie w wampira.-zaszlochałam - Nicholas mnie zabił i zmienił w wampira.Jestem jedną z nich, mamo.- schowałam twarz w dłoniach. Mama aż zachłysnęła się powietrzem i jej ręka momentalnie sfrunęła z mojego ramienia jakby się mnie brzydziła.
Wszyscy zgromadzeni wydali okrzyk zaskoczenia, nie którzy rozpaczy.
Gdy już zaczynałam myśleć że nie ma po co dalej żyć i byłam w stanie prosić kogoś by mnie dobił, tata objął mnie ramieniem i uśmiechnął się .
- To nawet lepiej - powiedział.
Patrzyłam na niego jak ciele na malowane wrota nie wiem ile czasu, aż w końcu raczył mi wyjaśnić o co chodzi.
- Dziś wiele się wydarzyło. Po dzisiejszym bohaterskim czynie Camerona, który uratował Ci życie razem z radą zakonu postanowiliśmy zaproponować mu wstąpienie do zakonu.Oczywiście ze względu na Ciebie, zgodziłby się , ale byłby jedynym wampirem w zakonie. Z racji tego, to że ty też nim teraz jesteś nie będzie się czuł inny. - Dokończył tata z uśmiechem.
- He.. - otworzyłam szeroko buzie i oniemiałam. Zdaje się że moje życie zmieniło się w jakiś głupi żart, a ja jestem jedyną, która go nie łapie.Wszyscy zaczęli mi wyjaśniać o co chodzi aż w końcu połapałam.
Więc jednak nie zginę , pomyślałam, dalej jestem łowcą tyle że wampirzym i to z Camem u boku jako partnerem. Chyba jednak umrę, ze szczęścia.
Zaraz, tylko czemu Zoe i Lucas trzymają się za ręke ? Posłałam im zdziwione spojrzenie na co tylko się zarumienili. No jasne..
Miesiąc później wszystko się w miarę ustatkowało.
W zakonie pojawiły się dwie nowe pary. Jedna ludzka, druga wampirza.
Swoją drogą, zaczęłam dogadywać się z Zoe jeszcze lepiej niż przed poznaniem Cama. Szkoda tylko, że przez swojego nowego chłopaka ma dla mnie tak mało czasu.
Poznanie Camerona przy spożyło mi wiele bólu i cierpienia, ale gdybym mogła cofnąć się w czasie zrobiłabym to samo by być z osobą którą kocham.I spędzę z nią wieczność.
FINITO
Wyprostowała się i wciągnęła powietrze głęboko w płuca. Rozglądnęła się po sali i w końcu jej wzrok zatrzymał się na mnie.
- Sollange ! - zacharczała. W ogóle nie przypominała dawnej Sophie.
- Sophie, kto Ci to zrobił ? - szepnęłam.
Nagle jej twarzy zagościła czysta furia.
- Zapłaci mi ! - krzyknęła i ruszyła ku drzwiom.Ku mojemu zaskoczeniu te otworzyły się z hukiem i do sali wparowało kilka wampirów z bronią.Nie trudno było odszyfrować ich zamiary.
- Uciekaj! - krzyknęłam.
Sophie wyglądała na zdezorientowaną i już otwierała usta by coś powiedzieć, gdy za jej plecami zmaterializował się Nicholas i wbił jej kołek prosto w plecy.
Ta padła jak długa na ziemie i z jej ust wydobył się żałosny skowyt zanim zamieniła się w proch.
Zamarłam z przerażenia na widok całej tej akcji.
- Kto by pomyślał że będzie aż tak głupia by tu po mnie przyjść. - zaśmiał się Nicholas.
- Ty jej to zrobiłeś ?! - warknęłam. - To byłeś ty!
W sekundę znalazł się przy mnie i zaśmiał mi się prosto w twarz. - A niby kto inny?
- Jesteś chory. - syknęłam z nieukrywaną goryczą.
- Spokojnie, maleńka. - odparł, głaskając mnie po policzku. - To samo czeka ciebie.
Prychnęłam pogardliwie. - Musiałabym być wampirem.
- To właśnie kolejny etap mojego planu.- zamruczał i zanurzył kły w mojej szyi.
Tym razem pił tak długo aż straciłam przytomność.
Równie dobrze mogłabym się obudzić na księżycu. Cała sala była zapełniona ludźmi walczącymi wampirami.
Pewnie gdyby wszystko mnie nie bolało szybciej zorientowałabym się że wśród walczących widzę prawie same znajome twarze. Mama , tata , Pan Sparks, Lucas z Trinity a nawet Zoe. Ich przeciwnikami byli oczywiście kumple Nicholasa, tyle że on sam wyparował.
Wciągnęłam powietrze do płuc i poczułam dziwny metaliczny zapach. Nagle przeszywający ból przeszył mi gardło.Złapałam się za nie obiema rękami w ostatnim akcie desperacji jakby to miało mi pomóc.
Co se dzieje? - pomyślałam. I wtedy wspomnienia zaczęły napływać falami. Nicholas pochylający się nade mną, pijący moją krew a potem witający mnie w swoim świecie. To były tylko nie liczne przebłyski świadomości ale wystarczające, bym pamiętała moment gdy mój największy wróg chciał wbić mi kołek w serce. I wtedy w sali zaczęli pojawiać się łowcy. Cały zakon.
Podniosłam się z podłogi i szurając nogami szukałam źródła zapachu.
- Niemożliwe. - powtarzałam sobie. - Nie mogę być ..
Nagle ktoś złapał mnie za gardło. Uścisk był mocny ale w przypływie adrenaliny złapałam napastnika i dzięki nowej sile wyrzuciłam w powietrze jakby nie ważył więcej niż piórko. W samą porę by Zoe rzuciła się na niego i zmieniła w proch.
- Sol ! - zawołała.
Podbiegła do mnie i chwyciła za ręce. - Tak mi przykro. Nie wiem co Ci powiedzieć.
Przytuliłam ją mocno i łzy zakręciły mi się w oczach.
- Nic nie mów. To nie twoja wina. Nicholas.. - nagle urwałam.- Gdzie on jest ? I jak mnie w ogóle znaleźliście?
- Cam. On zadzwonił do twoich rodziców. Gdy się tu zjawiliśmy Cam od razu rzucił się na Nicholasa. Tyle ich widziałam.
- Musze ich znaleźć.- wyrwałam się z ramiom Zoe i ruszyłam ku drzwiom.
- Sol, na pewno dobrze się czujesz ? Dziwna jesteś jakaś. - usłyszałam za plecami zanim wyszłam.
Nagle ogarnęła mnie głęboka rozpacz. Jak mama przyjmie to kim, teraz jestem ?
Miałam być łowcą, a teraz sama stałam się wampirem. Zwierzyną na którą miałam polować.
Ale może jakoś da się to wykorzystać. Co nie co wiedziałam o wampirach, jakby nie było.
Skupiłam się i wysiliłam słuch. Nie wiem, czego się spodziewałam ale na pewno nie głuchej ciszy.
Nic nie słyszałam , kompletnie. Poczułam panikę. Co, jak zjawie się za późno ?
Przeszłam kilka korytarzy i znów nasłuchiwałam. Mam was !
Ruszyłam biegiem na dach.
Gdy tam dotarłam moja twarz wykrzywiła się w niemym szoku.
Cam stał tyłem do mnie, pod stopami miał proch. - Pewnie Nicholas - pomyślałam.
- Zaraz, zaraz. Czemu ten idiota celuje kołek w siebie?
- Cam ! - zawołałam.Odwrócił się i zbladł jak śmierć. Wyglądał jakby zobaczył ducha.
- Sollange ? Ty żyjesz ?
- A czemu miałabym nie żyć ? - to była poważna chwila ale mina Cama pozostawiała wiele do życzenia.
- Leżałaś tam i nie oddychałaś..Tak mi sie przynajmniej wydawało - zawahał się na moment -Myślałem..
Spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. Trudno, co się stało to się nie odstanie.
- Dobrze myślałeś. Nie oddychałam. - wyszeptałam i poczułam jak łzy pieką mnie pod powiekami.
- Ale przecież .. - zaczął Cam.
- Zmienił mnie! - zawyłam żałośnie i z gardła wyrwał mi się szloch. - Zmienił mnie w wampira, Cam !
Momentalnie znalazłam się w jego ramionach.Głaskał mnie po włosach i uspokajał.
- Zabił mnie i zmienił .- lamentowałam. - Co powiedzą rodzice ?
- Będzie dobrze. To nie twoja wina. Nic już nie zrobimy.
Staliśmy tak jeszcze chwile i ruszyliśmy do głównej sali. Łowcy już kończyli walkę Oczywiście z wygraną na ich koncie.
- Sollange!- zapiała mama gdy przekroczyłam próg sali. Rzuciła się do mnie i przytuliła. - Tak się bałam.
Wszyscy zebrani zrobili duże koło wokół nas jakbym była jakimś pudlem na wystawie psów.
- Wracajmy do domu. - powiedział tata.Miał rozcięte czoło i wyglądał na wyczerpanego. Jak wszyscy z resztą.Wszyscy patrzyli na mnie z takim współczuciem i smutkiem przez to co mnie spotkało.
A nie znali nawet całej prawdy o ogromie zniszczeń.
-Mamo, muszę wam coś powiedzieć.- zaczęłam ostrożnie patrząc każdemu z osobna w oczy. - Nie wiem jak to przyjmiecie, ale proszę Was, zrozumcie że to nie moja wina. - znów zaczęłam płakać.
Wszystko jest do kitu, pomyślałam.
- O co chodzi, Sol ? - spytał tata.
Gdy nie odpowiedziałam, do akcji wkroczyła mama. Położyła mi zachęcająco dłoń na ramieniu i przemówiła opiekuńczym głosem. - Możesz nam powiedzieć, co kol wiek to jest.
- Zmienił mnie w wampira.-zaszlochałam - Nicholas mnie zabił i zmienił w wampira.Jestem jedną z nich, mamo.- schowałam twarz w dłoniach. Mama aż zachłysnęła się powietrzem i jej ręka momentalnie sfrunęła z mojego ramienia jakby się mnie brzydziła.
Wszyscy zgromadzeni wydali okrzyk zaskoczenia, nie którzy rozpaczy.
Gdy już zaczynałam myśleć że nie ma po co dalej żyć i byłam w stanie prosić kogoś by mnie dobił, tata objął mnie ramieniem i uśmiechnął się .
- To nawet lepiej - powiedział.
Patrzyłam na niego jak ciele na malowane wrota nie wiem ile czasu, aż w końcu raczył mi wyjaśnić o co chodzi.
- Dziś wiele się wydarzyło. Po dzisiejszym bohaterskim czynie Camerona, który uratował Ci życie razem z radą zakonu postanowiliśmy zaproponować mu wstąpienie do zakonu.Oczywiście ze względu na Ciebie, zgodziłby się , ale byłby jedynym wampirem w zakonie. Z racji tego, to że ty też nim teraz jesteś nie będzie się czuł inny. - Dokończył tata z uśmiechem.
- He.. - otworzyłam szeroko buzie i oniemiałam. Zdaje się że moje życie zmieniło się w jakiś głupi żart, a ja jestem jedyną, która go nie łapie.Wszyscy zaczęli mi wyjaśniać o co chodzi aż w końcu połapałam.
Więc jednak nie zginę , pomyślałam, dalej jestem łowcą tyle że wampirzym i to z Camem u boku jako partnerem. Chyba jednak umrę, ze szczęścia.
Zaraz, tylko czemu Zoe i Lucas trzymają się za ręke ? Posłałam im zdziwione spojrzenie na co tylko się zarumienili. No jasne..
Miesiąc później wszystko się w miarę ustatkowało.
W zakonie pojawiły się dwie nowe pary. Jedna ludzka, druga wampirza.
Swoją drogą, zaczęłam dogadywać się z Zoe jeszcze lepiej niż przed poznaniem Cama. Szkoda tylko, że przez swojego nowego chłopaka ma dla mnie tak mało czasu.
Poznanie Camerona przy spożyło mi wiele bólu i cierpienia, ale gdybym mogła cofnąć się w czasie zrobiłabym to samo by być z osobą którą kocham.I spędzę z nią wieczność.
FINITO
Subskrybuj:
Posty (Atom)