czwartek, 31 maja 2012

ROZDZIAŁ 13

Nie było to dla mnie znów takie zaskoczenie.
- Tak jak myślałam - mruknęłam pod nosem - tylko czego ten drań od niej chce ?
- Tego się chce właśnie dowiedzieć ,kochana. - powiedział i palcami dotknął mojego policzka.
Poczułam ciepło na twarzy ale odwróciłam głowę mając nadzieje że nie zobaczy tego haniebnego rumieńca,który pojawił się nie bez przyczyny.- A teraz jeśli pozwolisz - kontynuował po czym chwycił moją talie,wstał i postawił mnie na ziemi.
- Gdzie idziesz ? - spytałam głupkowato.Popatrzył na mnie wzrokiem ''a czy to nie oczywiste?''
-  Spać ? - uśmiechnął się - Czy to takie dziwne że nawet łowcy muszą odpoczywać?
- Nie,jasne że nie - pokręciłam głową śmiejąc się ze swojej głupoty - Dobranoc.
Puścił mi oczko i wyszedł.O dziwo ,poczułam się trochę samotna ale zignorowałam to wpijając się głową w poduszkę i zasypiając.
Następnego dnia wieczorem pojechaliśmy do BlackBird.Co prawda ,miejsce samo w sobie nie było złe ale nie miałam dobrych wspomnień z ostatnich razy ,gdy tu byłam.
Ale teraz jestem z Lucasem , wszystko jest inaczej ,myślałam tak gdy wchodziłam.
Ale nie spodziewałam się że zobaczę Zoe i Nicholasa złączonych w pocałunku.
Totalnie oszołomiona szturchnęłam ramie przyjaciela i pokazałam w ich stronę. - Patrz.
- A to dopiero - powiedział mój rozmówca gwizdając z rozbawieniem.
- Coś cię śmieszy ? - spojrzałam na niego z dezaprobatą - Nie miałeś jej pilnować ?
- Tylko w razie niebezpieczeństwa , ale widzę że to póki co wszystko jej odpowiada.
- I tak powinieneś coś zrobić !
- Jak zacznie krzyczeć to mi powiedz , na razie nie pale się do bójki z wampirem - odprawił mnie z kwitkiem podchodząc do jednego ze stołów bilardowych. - Chodź tu.
Mimo niechęci zbliżenia się do tej dwójki ,wykonałam zrobiłam co kazał.
Pierwszą partie rozegraliśmy szybko.Oczywiście wynik był z góry przesądzony ,bo ja prawie nigdy nie gram w bilard.Nie mogę powiedzieć że to działka facetów , ale im idzie znacznie lepiej.
- Fart ? Niewątpliwie . - podsumowała drugą turę ,którą też wygrał.
- Mowa przegrańca ? - powiedział z kpiącym uśmieszkiem.
- Wcale nie .Po prostu mówię jak jest.
- Chcesz coś do picia ?
- Sok.
- To zaraz wracam.Tylko mi gdzieś nie ucieknij.
- Nie zamierzam, itak byś mnie złapał , prawda ?
- Nie wątpliwie.- powiedział i ruszył w stronę baru.
Spojrzałam w kierunku ściany ,gdzie niedawno stali Zoe z Nicholasem , ale teraz szli ku drzwiom.
Zoe nawet na mnie nie spojrzała , przez co miałam ochotę tupnąć ze złości.
Ale nawet gdybym chciało to zrobić , nie zdążyłabym bo jej nikczemny towarzysz walnął mnie z bara i poleciałam na ścianę ,potykając się na własnych nogach.
- Ej ! - krzyknęłam za nim , ale nawet nie raczył się odwrócić.Uniosłam głowę i odwróciłam się do nich plecami.Z Zoe rozprawie się później , ale Nicholas prędzej czy później skończy z kołkiem w nodze.
Nie mam zamiaru go zabijać ,o nie.To będzie tylko małe ostrzeżenie.Może nie miałam doświadczenia jako łowca ale nawet ja wiedziałam że nie miałabym szans w bezpośrednim starciu z nim.Trzeba to będzie zrobić szybko i cicho.Z zadumy wyrwał mnie Lucas.- Twój sok.
- Dzięki.
- Coś nie tak ?
- Niby czemu ? Wszystko dobrze - prawie warknęłam.
- Jasne.Pij to i jedziemy.
- Gdzie ? - zastanawiał się dłuższą chwilę po czym odparł jakby nigdy nic ;
- Do zakonu.
Szklanka soku zniknęła w trzy sekundy i minutę później już odpalał motor.
- Gdzie jest ten zakon? - nie mogłam powstrzymać ciekawości.
- Zobaczysz.
-Jak wygląda ?
- Jak zwykły zakon.
Przez następną godzinę Lucas usłyszał chyba ze sto '' daleko jeszcze ?'' , aż w końcu przejechawszy długi las wyłoniło się przez nami wzgórze.Ale nie wzgórze było tu najważniejsze ,lecz budynek zbudowany na jego szczycie.Kamienna budowla,bardziej przypominała pałac niż zwykły zakon.
Jak w filmach , miała wysokie wierze i nawet fosę.Nie mogłam oderwać oczów od zamczyska aż wyjechaliśmy na sam szczyt wzgórza.Miało chyba z pięć pięter wysokości nie wliczając wierz trzy razy większych.Wszytko byłoby okej gdyby nie to że gdy się zatrzymaliśmy przy fosie ,obok głowy przeleciała mi strzała.Lucas momentalnie zeskoczył z motoru i uniósł ręce ,krzycząc;
- Stop ! To ja , Lucas Smith !
Nagle wielkie wrota otworzył się ze skrzypem a przed nami stanęła piękna kobieta z długimi kruczoczarnymi włosami splecionymi w warkocz, który opadał jej na ramiona.
Na tle złocistej karnacji , duże brązowe oczy przyglądały się nam nieufnie.
- Lucas ? - powtórzyła kobieta.
- To ja Trinity.
Na twarz Trinity wpłynął lekki uśmiech kiedy przybiegła do nas i rzuciła się Nicholasowi na szyję.
- Dawno się nie widzieliśmy ,Luc - spojrzała na mnie ,jakby dopiero teraz tak na prawdę mnie zauważyła - O , przyprowadziłeś koleżankę.Chyba wiesz że to surowo zakazane.- skarciła go.
- Tyle że to nie byle jaka koleżanka.Pozwól że przedstawię Ci Solange Allen.
Kobieta wyraźnie poruszona ,puściła Lucasa i stanęła naprzeciw mnie .
- Na prawdę to ty ? - spytała niedowierzającym tonem.
- Tak , jestem Solange - podałam jej rękę - Ty to pewnie Trinity ?
- Tak - podała mi rękę i lekko pochyliła przede mną - Wchodźcie do budynku.Zawiadomię resztę.
- Nie ! Czekaj ! - zawołał Lucas ,łapiąc ją za ramię - Jest już późno,nie mów nikomu że tu jesteśmy.
Pokaże tylko Sol zakon i już nas nie ma.Nie potrzebnie zawracać głowę innym.
- Jak sobie chcesz - powiedziała po czym znów schyliła się lekko do mnie i odchodząc powiedziała - Do zobaczenia , Solange.
W środku budynek wyglądał jak muzeum.Marmurowa posadzka,kamienne ściany jak z zewnątrz,wszędzie obrazy,wazy,posągi i bronie powieszone na ścianach.
- Ej , czemu ona mi się pokłoniła ?
- Powiem tak , tu w zakonie twoi dziadkowie , jak z resztą wszyscy inny przodkowie byli straszliwie szanowani i podziwiani ze względu na ich dokonania i nie tylko.Łowcy na całym świecie znają twoje nazwisko.Ale spokojnie,przywykniesz - Tak, to serio dodało mi otuchy.
Krążyliśmy po korytarzach przez pół godziny ale każdy wyglądał tak samo.
W końcu zatrzymaliśmy się pod masywnymi drewnianymi drzwiami.
- Co tam jest ? - spytałam
- Biblioteka.
Prychnęłam - A to nowość.
- Cóż , ale to jest bardzo ciekawa biblioteka.
- Zobaczymy - mruknęłam ,popychając wielkie drzwi.Gdyby Lucas mi nie pomógł ,pewnie by nawet nie drgnęły.No i miał racje.Nie było to zwykła biblioteka.Regały sięgały aż do sufitu , gdzieniegdzie zwisały kryształowe żyrandole , a w każdym wolnym miejscu na ścianie wisiał obraz.Zatrzymałam się przy jednym i zobaczyłam na nim dwie dobrze znane mi postacie.Anabelle i Finn Allen.Moi dziadkowie.
Łzy popłynęły mi po policzkach.Łzy nie tyle smutku co dumy.
Nagle usłyszałam ponowne skrzypnięcie drzwi.Tyle że Lucas stał tuż obok mnie.
- Ooł - szepnęłam do niego. - Co teraz ?
- Módl się ,żeby to nie był żaden se starszych bo zamkną nas z wierzy razem z wampirami.
Skuliłam się  na samo wyobrażenie tej sceny.Nie zbyt przyjemnie.
Poczułam ulgę ,gdy zza jednego z regałów wyłoniła się kolejna piękność.
Ta była blondynką i miała jasną karnacje.Ale nie uśmiechała się jak Trinity.
Patrzyła na nas z dezaprobatą i irytacją.Jak na małe dzieci ,które się zgubiły w markecie.
- Proszę,proszę .Kogo nam tu przywiało - powiedziała oskarżycielskim tonem.- Lucas Smith we własnej osobie.W dodatku przyprowadził dziewczynę.Pozwolisz że wyrażę zdanie na temat zaistniałej sytuacji?
- Daj se siana , Leslie.- powiedział Lucas przewracając oczami.
- Wybrałeś złe miejsce na nocne schadzki z panienką.- podeszła do mnie i przyjrzała się badawczo.- Kim jest szczęśliwa wybranka Lucasa jeśli można spytać ? - powiedziała z sarkazmem.
- Jestem Solange.Solange Allen.- W oczach zobaczyłam jakąś dziwną emocje ale nie dała po sobie poznać że wywarło to na niej wrażenie.Już serio myślałam że spłynęło to po niej jak po kaczce ,kiedy klepnęła mnie w ramię i szepnęła ;- Musicie stąd szybko znikać.To nie najlepszy czas na zwiedzanie.
- Co się stało ? -włączył się znów Lucas.
- Sophie uciekła.
- Co ?! - krzykłam.Nie zbyt mądrze ,zważywszy na sytuacje.
- Tak , przed chwilą Lawrence to zauważył.I zaraz cały zakon stanie na nogi ,a gdy to się stanie lepiej żeby was tu nie było.Zadzwonię to ciebie później , Luc.
- Ok. Chodź, Sol . Spadamy.
Godzinę później siedzieliśmy w moim pokoju i ogarnialiśmy całą sprawę.
Lucas rozmawiał już z Leslie i sprawa nie wyglądała za dobrze.Sophie już prawię się dostosowała ale jakieś wspomnienie nie dawało jej spokoju i koniecznie chciała się na kimś zemścić.Nie wiadomo było jescze na kim.Gdy w końcu postanowiliśmy o tym nie gadać , Lucas znów położył się na łóżku w takiej samej pozycji jak zawsze.Ja leżałam o nim i moje myśli znów powędrowały ku jednej osobie.
Bardzo za nim tęskniła.Niemal czułam fizyczny ból gdy myślałam o naszych pocałunkach.
O chwilach gdy po prostu był obok mnie.Teraz zniknął i nikt nie wiedział gdzie jest.
Ale mimo wszystko chciałam wiedzieć co o mnie czuł.Może na prawdę całował mnie z powodu uczucia ,którym mnie darzył ? A może gardził mną od początku.To pytanie nie dawało mi spokoju.
Znów poczułam się bezradna i zaczęłam szlochać w poduszkę.Lucas od razu mnie przytulił.
- Czemu płaczesz?
- Nie ważne - kiedyś opowiem mu wszystko ,ale nie dziś.
- Nie chcę żebyś kiedykolwiek przy mnie płakała.- powiedział z cierpieniem w głosie.- Nigdy
- Czemu ?
- Bo Cię kocham,Sol.

poniedziałek, 28 maja 2012

ROZDZIAŁ 12

Gdy w słuchawce zapadła cisza stałam w miejscu jeszcze przez dłuższą chwilę.
Na dłuższą metę nie powinno mnie to obchodzić ale kogo ja oszukuję?
Jak ten baran mógł wyjechać ,tak bez słowa.
Serce ścisnęło mi się z bólu.Skuliłam się na łóżku i pozwoliłam łzą płynąć.
Po jakimś czasie ciesze przerwał dźwięk telefonu.
- Halo ? - odebrałam wycierając reszty łez z policzków.
- No hej.Jak się czujesz?
- Cześć Zoe.Wszystko ok.
- Słyszę właśnie.Opowiadaj co się stało.
- To nie jest rozmowa na telefon.Możemy się jutro spotkać i pogadać ?
- Nie wiem czy dam radę.
- Przecież dziś wróciłaś do domu , prawda ?
- No tak.
- Ale ?
- Ale umówiłam się już z Nicholasem - Telefon niemal wypadł mi z ręki.Mimo wszystko nie chciałam bawić się w zazdrosną przyjaciółkę i na początku rozmowy stawiać warunek '' on albo ja,wybieraj!''
Więc zignorowałam ukłucie w sercu i powiedziałam po prostu ; - Aha.Jak będziesz miała czas to zadzwoń.
I się rozłączyłam.I dopiero teraz dotarł do mnie pewien fakt.Skoro Cam jest wampirem ,a  Nicholas to jego brat.O cholera ! Chwyciłam za telefon i wybierałam numer Zoe, ale ktoś jakby na złość idealnie w tym momencie ,zadzwonił do drzwi.
Chciałam jak najszybciej dzwonić do Zoe i wykrzyczeć ile sił w płucach żeby nie spotykała sie z Nicholasem.Ale z drugiej strony nie chciałam niepotrzebnie siać paniki ,więc zebrałam resztki spokoju jakie mi pozostały i zbiegłam schodami na dół.Gdy otworzyłam drzwi stanął przed emną anioł.Mężczyzna był dwie głowy wyższy ode mnie i zbudowany jak zapaśnik.Na tle ciemnych rzeczy ,jakie miał na sobie włosy strasznie się wyróżniały.Włosy tak jasne ,że prawię białe.Spływały mu na ramionach a kilka kosmyków niezgrabnie błądziło po anielskiej twarzy.Błękitne oczy świdrowały mnie od palców nóg aż po czubek głowy ze spokojem i niepohamowaną radością.
Poczułam że szczęka mi opada.Ten chłopak nie wyglądał jak zwykły człowiek.Chwila ...
- A może to wampir ! - pomyślałam ,czując jak żołądek podchodzi mi do gardła.
Niezbyt dobrze skojarzyłam fakty więc byłam już gotowa zamknąć mu drzwi przed nosem ,pobiec na góre z piskiem i zamknąć się szczelnie w szafie ale się powstrzymałam.
Staliśmy i po prostu się sobie przyglądaliśmy.Nagle poczułam że już gdzieś te oczy widziałam.Zignorowałam nadpływające wspomnienie ,wytężając wszystkie zmysły.Myślałam że ten lada chwila rzuci się na mnie szczerząc kły.Ale tego co zrobił nie spodziewałabym się za nic.
Uśmiechając się promiennie ,objął mnie mocno ,tak że uniósł mnie ponad ziemie i palcami oderwałam się od podłoża.Muszę przyznać ,silny jest.
- Solange ! To na prawdę ty ! - krzyknął niski męski głos.
- Tak.A ty to kto ? - powiedziałam próbując się wyrwać z uścisku.Śmieszne,równie dobrze mogłabym próbować przesunąć ważący kilkanaście ton pomnik.
Postawił mnie natychmiastowo i spojrzał z wyrzutem.-Jak to kto ? Nie poznajesz mnie?
Śmieszne.Zrobiłam minę mówiącą `a wyglądam jakbym poznawała?`
- Nie.A powinnam ?
- Mama nie mówiła ci że przyjadę ? - Zrobił minę urażonego dziecka.Nie,to na pewno nie wampir.
- Zaraz - Uniosłam palec,karcąc się w duchu za tą nieprzyjemną sytuacje - Jesteś Lucas ?
Smutną minę momentalnie zastąpił uśmiech.
- No pewnie. - Odpowiedział - Jak mogłaś mnie nie poznać ? Ja cię poznałem od razu.
- Bo ja się za bardzo nie zmieniłam. - Prześwidrowałam jeszcze raz chłopaka ,którego z początku wzięłam za anioła.(Tego anioła ,który kilka lat temu bez wyrzutów rzucał mi prosto w twarz robakami.)Idealnie wyrzeźbione mięśnie.Szerokie barki.Szeroka linia szczęki. - Za to ty trochę tak.Jak ostatnio cię widziałam byłeś niższy ode mnie i na prawdę nie zbyt dużo osób rozpoznawało czy jesteś  chłopakiem czy dziewczyną. - Położyłam ręce na biodrach i dalej się mu przyglądałam.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Podobno macie z nami mieszkać przez jakiś czas.
- Tak - Skinął głową - Dopóki nie wyremontujemy naszego starego domu.Rozumiesz, nie należę do tej grupy ludzi ,która lubi zasypiać nie wiedząc czy już się obudzi.
- He ? - spytałam zdziwiona - Nie rozumiem.
- Chodziło mi o to , że nie chciałbym żeby podczas snu dach zwalił mi się na głowę.
- Ahaa. Nie stójmy tak w drzwiach.Wchodź ,pokaże Ci twój pokój - powiedziałam ciągnąc go do środka.
Lucas bez problemu znalazł swoje miejsce w domu.Krążył w te i we wte jakby miał ADHD.
W końcu wpadł do mojego pokoju i usiadł na krawędzi łóżka.
Wpatrywał się we mnie jakby chciał coś powiedzieć ale nie do końca wiedział czy powinien.
Chyba jednak doszedł do wniosku że nie powinien bo położył się obok mnie, ręce założył za głowę i wpatrywał w sufit w zupełnej ciszy.
Zawsze sobie tak leżeliśmy kiedy miałam osiem lat.Cam jest trzy lata starszy więc on miał wtedy jedenaście.Ale na litość boską, teraz mieliśmy dużo więcej.I nie leżał już obok mnie chuderlawy chłopczyk tylko prawdziwy pociągający facet.A to na prawdę wyprowadzało mnie z równowagi.
Nagle moją uwagę przykuł tatuaż na jego prawym ramieniu.Czerwona róża na tle jakiegoś starożytnego symbolu.Dotknęłam różę palcem, ale Lucas jakby poparzony szybko poprawił rękawek koszulki, zakrywając tatuaż.
- Co to ? - spytałam szeptem.
- Nieważne.
Chwyciłam go za ramię i zmusiłam by popatrzył na mnie. - Mów - powiedziałam bardziej stanowczym głosem.Zaraz,zaraz.. skądś znałam ten znak.A tak! Wtedy ,gdy z mamą byłyśmy w piwnicy i pokazywała mi listę rodzin w zakonie na rogu była pieczęć.Czerwona róża i taki właśnie symbol.
Ale dlaczego Lucas go miał ? - Czemu masz symbol zakonu na ramieniu?
Chłopak prawie zakrztusił się powietrzem.Gdy już doszedł do siebie chwycił mnie za ramiona.
- Skąd ty o tym wiesz ? - Powiedział nie kryjąc że doznał głębokiego szoku.
- O zakonie ? Mama mi powiedziała wszystko.
- Wszystko ?
- No tak.
- Przecież nie osiągnęłaś odpowiedniego wieku byś mogła wiedzieć cokolwiek o zakonie.
- Cóż , powiem tak ; sprawy się lekko skomplikowały.
- Jak to ? - spytał zdziwiony.
- Powiem ci , jeśli ty mi pierwszy mi odpowiesz czemu masz ten tatuaż.
- Bo ja należę do zakonu.
- Co ? - teraz to ja nie kryłam zdziwienia.  - Ale jak to ?
- Normalnie.Skończyłem już osiemnaście lat ,więc wstąpiłem do zakonu.
- Jesteś łowcą ?
- Tak.Teraz twoja kolej. -Skinęłam głową i choć niechętnie,opowiedziałam przyjacielowi jak to zakochałam się w wampirze i nic nie zauważyłam.Opowiedziałam wszystko od początku do końca.
Komu jak komu , ale Lucasowi Smith'owi ufałam jak mało komu.
- Nie fajnie - podsumował.
- Tak myślisz ? - spytałam z sarkazmem.- Wiesz co jest najgorsze ?
- Hmm ?
- Że mimo wszystko za nim tęsknie.- Spojrzał na mnie ze zgrozą.
- Za wampirem ? Daj spokój Solange.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach - Nie moja wina ,baranie że nie wiedziałam kim jest.
- Mam pomysł jak cie rozweselić - powiedział nagle uśmiechając się.
- Jaki ?
- Jutro pojedziemy do jakiegoś fajnego baru.Dawno mnie tu nie było,pewnie dużo się pozmieniało.
- Jutro mówisz...
Zakrył mi dłoń ustami. - Nie chce słyszeć 'nie'. Idziemy i koniec.Gdy tu byłem ostatnio nie mogliśmy sami przechodzić przez ulicę.Teraz zabieram cię prawdziwym motorem do prawdziwego klubu i nie ma zmiłuj. - w jego oczach zabłysnął cień determinacji.Nie mogłam się na ten widok nie uśmiechnąć.
- No okej - zgodziłam się w końcu.
Nagle Lucasowi zaczęła dzwonić komórka.Odebrał i krążył chwilę po pokoju.
W końcu się rozłączył i znów usiadł obok mnie z ponurą miną.
- O co chodzi ? - spytałam w końcu.
- To Lawrence.Dostałem nowe zadanie.
- Jakie zadanie ? - spytałam zdziwiona.
- Mam mieć oko na Zoe. - zsunęłam się z krawędzi łóżka ,ale chłopak momentalnie mnie złapał i teraz siedziałam na jego kolanach.On był z tego powodu najwyraźniej ucieszony.
- Czemu ? - spytałam w końcu czując że przez obecną pozycję oblewa mnie rumieniec.
- Bo zaczęła zadawać się z Nicholasem Crossem.- Dopiero teraz sobie przypomniałam że miałam ją ostrzec a cały dzień baraszkowałam po domu z Lucasem.Mimo wszystko musiałam mieć pewność.
- A masz ją pilnować bo Nicholas jest ... - i znów nie mogłam powiedzieć tego słowa na głos.
- Tak - chłopak kiwnął głową - Nicholas jest wampirem.Tak jak Cam.

(sorki za błędy ale szybko pisałam =)

czwartek, 24 maja 2012

ROZDZIAŁ 11

Wybuchnęłam śmiechem.
- Wampirem ? Tato , to śmieszne . - to nie było nie logiczne , to było absurdalnie niemożliwe.
- To wampir ! - zagrzmiał tata.Zaraz u jego boku pojawiła się mama z zdezorientowanym wyrazem twarzy.Spojrzała na mnie przyciśniętą do Cam'a i znieruchomiała.
- Solange , mówiłam Ci żebyś się do niego nie zbliżała. - powiedziała ze stoickim spokojem chodź jej spojrzenie wyrażało zupełnie co innego - Myślałam że wyraziłam się jasno.
- Mamo , ale chyba nie wierzysz że Cam to wampir.
- Może jego o to spytaj.Masz jej coś do powiedzenia, Cameronie ? - Wyszła z pokoju ciągnąc tatę za rękę - Chodźmy.Wydaje mi się że muszą porozmawiać.
- Nie zostawię córki samej w jednym pokoju z wampirem ! - wrzasnął tata wyrywając się.
- Poradzi sobie. - Uspokajała go mama - Zaufaj mi i się nie mieszaj.
Spiorunowała go wzrokiem a tata wyszedł potulnie jak baranek bez żadnych buntów.
Dopiero teraz zorientowałam się że podczas tej bezsensownej wymiany zdań nawet nie spojrzałam na Cam'a.Miałam nadzieje że gdy się odwrócę zobaczę jego kpiącą minę,kpiącą oczywiście z absurdalnego pomysłu rodziców.Ale to co zobaczyłam wcale mnie nie ucieszyło.Stał obok okna ze spuszczoną głową i patrzył na czubki butów.Twarz nie wyrażała żadnych uczuć a w czarnych oczach też nie było za bardzo się czego doszukiwać.
Podeszłam do niego i chwyciłam za ramiona.Momentalnie zesztywniał i napiął mięśnie.
- Cam ? - spytałam niepewnie.Ale on po prostu milczał. - To nieprawda,nie?
Wciąż grobowa cisza.Pchnęłam go lekko.
- Powiedz że nie jesteś tym za kogo cie mają.Powiedz że nie jesteś wampirem - chciałam to powiedzieć z udawaną lekkością ,jakby odpowiedź była pewna ale przy ostatnim zdaniu znacznie załamał mi się głos.
- Ty nic nie rozumiesz - powiedział w końcu. - Solange ...
- Jesteś tym cholernym wampirem,czy nie ?! - wrzasnęłam.
Podniósł głowę i pustymi oczami przeszył mnie na wylot.Powiedział raptem dwa słowa a poczułam jakby wbił mi ostry nóż prosto w serce ; - Tak , jestem.
Przez chwile stałam jak sparaliżowana , potem opadłam na kolana i zwyczajnie się rozpłakałam.
On momentalnie znalazł się obok mnie i wziął w ramiona.
- Zostaw mnie!- krzykłam uwalniając się z uścisku- Nie mogę uwierzyć że mnie okłamałeś!Ufałam Ci ,Cam!
- Solange , daj mi wytłumaczyć ...
- Nie chce słuchać kolejnych kłamstw ! A najgorsze jest to - głos już kompletnie mi się załamał - że byłam na tyle głupia by się w tobie zakochać ! - krzykłam przez łzy i chodź teraz wiedziałam że jako wampir nawet tego nie poczuje zaczęłam okładać go pięściami . - Zdrajca ! Kretyn ! Idiota !
W końcu po dziesięciu minutach wyzywania go od najgorszych miałam dość.Znów osunęłam się na kolana i wpatrywałam się w podłogę.On jakby dopiero teraz rozumiejąc co powiedziałam spytał nagle ;
- Zakochać ? Zakochałaś się we mnie ?
- To było zanim dowiedziałam się że jesteś wampirem!Zaraz .. To ty zmieniłeś Sophie ?! - Dopiero teraz skojarzyłam fakty. - Ty bezlitosny sukinsynu !
- To nie ja . Daj mi wytłumaczyć - powiedział osuwając się na kolana obok mnie.
- Nie ! Dość ! - odsunęłam się - Odejdź ode mnie ! Chce zostać sama.Zdradziłeś mnie i nigdy ci tego nie wybaczę , nawet jeśli cię kocham. - pożałowała moich słów kiedy je wypowiedziałam.Były bez sensu.Ale tak się właśnie czułam.Kocham i nienawidzę jednocześnie.Po policzkach spływały mi łzy.
Jego twarz nie wyglądała już jak maska.Teraz widać było na niej cierpienie,smutek,żal i udrękę.
I mogłabym nawet pomyśleć że jakieś uczucie do mnie.Ale to było niemożliwe , by coś do mnie czuł.
Był wampirem.Od początku musiał wiedzieć kim jestem.Chciał mnie wykorzystać.Ale za wcześnie dowiedziałam się prawdy.
- Proszę , zostaw mnie. - powiedziałam czując niesamowity ból w sercu.
Ledwo mruknęłam , Cam'a już nie było.
Dni ociągały się nieubłaganie.Z tego wszystkiego sie pochorowałam i nie chodziłam do szkoły.
Cam się nie odzywał.Nie rozmawiałam z nikim.Leżałam tylko w łóżku i myślałam o mojej szaleńczej miłości do wampira.Najgorszego wroga zakonu , do którego razem z Zoe miałam dołączyć zaraz gdy skończę szkołę.
Czułam, że jakby serce pękało mi na pół.Nie była to zwykła nastoletnia miłość.Po Cam'ie została mi pustka ,której nikt nigdy nie będzie mógł wypełnić.Tęskniłam za nim ,chociaż było to niedorzeczne.
Był czwartek wieczorem gdy do pokoju weszła mama.
- Jak tam kochanie ?- spytała w troską w głosie.- Przyniosłam Ci kolacje.
Usiadłam na łóżku i puściłam mamie najlepszy uśmiech na jaki było mnie stać.
- Dzięki.
Położyła tace na szafce i usiadła koło mnie.
- Jak się czujesz ? Na pewno jest Ci ciężko , kochanie.Rozumiem to.
- Wcale nie - skłamałam - Przecież mnie znasz.
- No właśnie.Słuchaj , jest sprawa.
Popatrzyłam na nią pytająco.
- Pamiętasz Lucasa ?
Przekopałam wszystkie wspomnienia jakie posiadałam ,ale nie na wiele się to zdało.
- Nie za bardzo.Którego Lucasa ?
- Smitha.Tego ,który mieszkał tu osiem lat temu.Przyjaźniliście się.
Momentalnie mnie olśniło.Lucas Smith.Chodziliśmy razem do szkoły i zawsze mi dokuczał.Mieszkał nie daleko więc codziennie się razem bawiliśmy.Wstyd się do tego przyznać ale był nie tylko moim najlepszym kolegą , ale również ... moją pierwszą miłością.Jeśli można to tak nazwać.
Wszystko było super.Czasem dawał mi kwiatki ,które sam zrywał a czasem rzucał we mnie robalami.
Ale potem jego mama znalazła dobrą prace w L.A i wyjechał.Płakałam chyba z tydzień.
- A ,pamiętam - powiedziałam beznamiętnie , starając się zachować twarz zawodowego pokerzysty.- Co z nim ?
- Wraca do miasta. - Omal nie zleciałam z łóżka.
- Coo ? Jak to ? Skąd wiesz ?
- Dzwoniła do mnie jego mama , Teresa.Wiesz że się z nią przyjaźnie.Powiedziała że w Los Angeles już się im znudziło , że tęskni za rodzinnym miastem i wracają w przyszłym tygodniu.
- Będą mieszkać tam gdzie wcześniej ?
- Tak.Tylko muszą odremontować dom, więc przez jakiś czas będą mieszkać z nami.Nie przeszkadza Ci to , kochanie ?
- Nie , skądże . - pokręciłam głową. - Chętnie znów zobaczę Lucasa.
Mama chwyciła mnie za ramię i powoli wstała.
- Nie wątpię.Zdaje się że strasznie go lubiłaś , pacząc na to jaka byłaś zdruzgotana gdy wyjechał - powiedziała mama wybuchając lekkim śmiechem i kierując się do drzwi.
- Ej ! Wcale że nie ! - oburzona rzuciłam w nią poduszką ale zdążyła zamknąć drzwi i ta osunęła się na ziemie.Zastanawiałam się jak Lucas się zmienił.Na pewno był bardziej męski.Męski,męski...
i moje myśli momentalnie powędrowało do Cam'a.Do teraz nie zauważyłam , jak mama sprytnie omijała ten temat na mile morską.Dla niej i taty, on był wrogiem , a ten wypadek - zdarzyło się i nie będzie powtórki.
Cam nie odzywał się już kilku dni.W końcu coś we mnie się zgięło i zadzwoniłam do niego.
Co z tego że był wampirem ? Kochałam go i koniec.
Dzwoniłam kilka razy ale nie odbierał.W końcu zadzwoniłam do osoby,która mogła mieć jakieś informacje na ten temat.Pan Sparks odebrał po dwóch sygnałach.
- Halo ? Solange ?
- Wiedział pan że Cam jest wampirem ?
Zapadła cisza.
-Oh, więc już wiesz.
- Tak.Tylko szkoda że dopiero teraz.Czemu mi pan nie powiedział ?
- Chciałem żebyś sama się domyśliła.Jako łowca będziesz musiała rozpoznać wampira na kilometr , a ty już z jednym sie całowałaś i nawet Ci to przez myśl nie przeszło że może być wrogiem.
- Jeszcze nie jestem łowcą.A wracając do Cama ...
- Nie mam dużo czasu.Możemy porozmawiać później ?
- Niech pan zaczeka .Tylko jedno pytanie. - Usłyszałam westchnienie ale raczył się nie rozłączać.
- Słucham ?
- Nie wiem pan co się dzieje z Cam'em ?
- Przykro mi ale Cameron Cross kilka dni temu opuścił miasto.

niedziela, 20 maja 2012

ROZDZIAŁ 10

- Co powiedziałaś ? - wydukała w końcu Zoe po kilku nieudanych próbach złapania oddechu.
- To co słyszałaś.Chyba kocham Cam'a. - Chyba go kocham ? Rozpaczliwie go pragnę i tyle ,dodałam w myślach.Nie musiała wiedzieć że z każdym dniem coraz bardziej ,desperacko pragnę by trzymał mnie w silnych ramionach i całował.O tym wiedziałam tylko ja i Bóg , i tak miało pozostać.
- Chyba ? Jak to chyba ?
- Normalnie.Słuchaj , sama nie wiem co o tym myśleć.Jak tam na wsi ? - Próbowałam skierować temat rozmowy w zupełnie odległym kierunku.
- Doszło już do czegoś ? - Ale Zoe najwyraźniej nie planowała poddać się bez walki.
- Tylko się całowaliśmy.
- Tylko ?! - Teraz to już na pewno nie da mi się łatwo wyplątać.Ale sama się wkopałam -Jak on całuje ?
Na samo wspomnienie całe moje ciało zalała fala ciepła.
- Wspaniale. - Odpowiedziałam rozmarzonym głosem.
Opowiedziałam Zoe wszystko co działo się tego wieczoru.Ona tylko potakiwała i tego typu rzeczy.
- Słuchaj , wiem że może to zbytecznie ale dam ci radę.
- Jaką ?
- Powiedz mu co czujesz.
- Oszalałaś ?
- Nie . No bo pomyśl , co jak on też myśli o tobie w ten sposób ?
- Powiedziałby mi to wprost.
Zoe parsknęła śmiechem - Przecież to facet.Myślisz że im łatwo się gada o takich sprawach?
- Mniejsza.
- Na prawdę powinnaś mu powiedzieć że go kochasz. - Nie chciałam się dłużej sprzeczać więc potaknęłam.
Skończyłyśmy rozmawiać po północy gdy zorientowałam się że cisza po drugiej stronie nie oznaczała że Zoe nie wie jak skomentować zajście , tylko normalniej w świecie odpłynęła.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku i zasnęłam przywołując wspomnienia pocałunku z Cam'em.
Rano wstałam wcześniej i skradałam się po woli do kuchni by nie obudzić nikogo.
Była piąta i nawet tata był chyba jeszcze w domu.O ile wrócił na noc.
Gdy byłam już w salonie czyjaś ręka opadła na moje ramie i mimowolnie wrzasnęłam.
- Ciii .. obudzisz tatę ,dopiero nie dawno wrócił. - powiedziała mama zatykając mi usta.
- Jezu ! Nie strasz mnie tak na przyszłość .Myślałam że śpisz.
- Dzwonił do mnie Lawrence.
- O tej godzinie ?
- Z tego co wiem , ty wcale nie byłaś lepsza w ostatnią sobotę.
- To było ważne.
- To też było ważne.Nawet bardzo.
- O czym rozmawialiście ?
Wyraz jej twarzy zmienił się a między brwiami pojawiła się zmarszczka.
- O twojej znajomości z Cameronem Hagenem.Albo raczej Crossem.
Otworzyłam szeroko oczy , nie próbując nawet ukryć zdziwienia.
- Ale jak ty - nie dokończyłam bo w kieszeni szlafroka mamy zadzwonił telefon.
- Słuchaj Solange, porozmawiamy później , ale mam do ciebie prośbie.Właściwie to nie prośba tylko zakaz.Nie zadawaj się z tym chłopakiem.Nie możesz mu ufać. - powiedziała głosem pełnym napięcia po czym zniknęła w pokoju.
Mimo zakazu od matki , w szkole i tak siedziałam z Cam'em w ławce.Nie zamierzałam się od niego odsuwać tylko dlatego że mama tak chce.Nie teraz , kiedy zdałam sobie sprawę ile dla mnie znaczy.
Spojrzałam na niego zza zasłony karmelowych włosów.Na jego idealne rysy.Nie jeden anioł sfrustrowany płakałby z zazdrości.
Nie wiedziałam co ze mną zrobił , ale nigdy jeszcze nie odczuwałam takiej potrzeby bycia z kimś.
Chciałam rzucić mu się na ramiona i nigdy nie puszczać.
Mimo dyskrecji , on jakby wyczuł że go obserwuje i odwrócił głowę.Nie było sensu odwracać oczów jak poparzona więc tylko posłałam mu najserdeczniejszy uśmiech na jaki mnie było stać.
On natomiast podał liścik.'' co powiesz na wypad nad morze?''
Spojrzałam na niego z dziwną miną''Kiedy?'' .Teraz z kolei on spojrzał na mnie jakbym była głupia.
Mimo to uśmiechnął się i odpisał ''dziś''.
Niby był środek tygodnia.Ale mimo wszystko bardzo chciałam gdzieś z nim pojechać.
Być z nim sam na sam i poznawać go coraz lepiej.Rozmawiać i nie tylko.
Odpisałam ; '' przyjedź o piątej '' i podałam  mu liścik.
Jadąc przytulona do Cam'a nie obchodziło mnie co myśli mama ani nikt inny.
Zostawiliśmy motor na parkingu przy plaży i ruszyliśmy w stronę oceanu.
Chodziliśmy wzdłuż plaży trzymając się za ręce i rozmawialiśmy o wszystkim o czym tylko się dało.
O ciuchach,samochodach,podróżach,filmach i jedzeniu.
Nie zauważyłam nawet gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem.Usiedliśmy na piasku i patrzyliśmy na ocean.Widok był oszałamiający.
- Lubisz horrory ? - Spytałam ni z tego ni z owego.
- No lubię - odpowiedział wciąż wpatrując się w ocean - A ty ?
- No też lubię.Jaki jest twój ulubiony?
- Wszystkie lubię.Każdy jest fajny na swój sposób.
Chcąc podtrzymać rozmowę spytałam ;
- Wierzysz w takie rzeczy ?
- Jakie ?
- Duchy , wilkołaki - westchnęłam ciężko - wampiry.
W końcu na mnie spojrzał - Wierzę.
Znów patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem.Nawet najlepszy z najlepszych nie miałby pojęcia o czym ten chłopak teraz myśli.
- Ale to dziwne , prawda ? Że wśród nas są takie stworzenia.I żyją w zgodzie z ludźmi.Od wielu lat.
- Więc też wierzysz w takie rzeczy ?
- No tak. - Powiedziałam podnosząc się.
- Gdzie idziesz ? spytał Cam chwytając mnie za rękę - Chyba nie chcesz ode mnie uciec ?
- Nie.Chce tylko rozprostować nogi.Przejdziemy się jeszcze ?
- Jasne - powiedział podnosząc się.
Idąc tak wzdłuż oceanu przypominały mi się słowa Zoe .'' powinnaś powiedzieć mu co czujesz''.
Może na prawdę powinnam to zrobić.Ale tak naprawdę bałam się odrzucenia.Czy on na prawde czuł do mnie to samo co ja do niego ? A co jak nie ? Mimo to musiałam spróbować.
- Słuchaj ,Cam.Jest coś co chce ci powiedzieć.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- O co chodzi ,słońce ?
Powiedzieć,nie powiedzieć,powiedzieć,nie powiedzieć.W środku mojej głowy toczyła się trzecia wojna światowa.
-No bo chodzi o to że ... - Nie ! nie mogę tego powiedzieć , przeklinałam się w duchu.
Czułam się zażenowana.Spuściłam głowę czując że nie wyduszę z siebie nic więcej ale Cam chwycił mnie za ramiona i spytał ponownie ;
- O co chodzi ? Nie strasz mnie.
- O nic. - powiedziałam podnosząc głowę.Nie mogłam mu tego powiedzieć.
- Na pewno ? - uśmiechnął się a z jego twarzy znikły oznaki troski ,jeśli w ogóle tam były. - Może chciałaś wyznać mi miłość ?
Nie chcąc dać po sobie poznać że te słowa prawie wryły mnie w ziemię , tylko prychnęłam.
Mimo to twarz zalał mi rumieniec a puls przyśpieszył szaleńczo.
- Chyba cie coś straszy.Nigdy bym się nie za .... - I nie zdążyłam dokończyć bo zakrył mi usta swoimi.
Pocałunek był jeszcze lepszy od poprzedniego.Był namiętny i żarłoczny , jakby miał być już naszym ostatnim.Jego ręce znalazły się pod moją bluzką. Pewnie odnalazły drogę na mój krzyż, żeby
przytulić mnie mocniej.Przyległam ustami do jego warg chaotycznie i dziko.
W jego kieszeni zadzwonił telefon.Ale chyba nie zamierzał odbierać.
- Nie odbierzesz ? - spytałam próbują złapać oddech.
- A wygląda jakbym chciał to zrobić ? - powiedział uśmiechnięty - Mam lepsze rzeczy do roboty. - I znów wpił się w moje wargi.
- Koniecznie musimy to powtórzyć - powiedział Cam gdy staliśmy pod moim domem.
- Wycieczkę czy pocałunek ? - odparłam wesoło.
- A które byś wolała ? - Uśmiechnął się łobuzersko
- Chyba to drugie.
- To się akurat da załatwić.- W jego kieszeni zadzwonił telefon ,ktoś na prawdę uparty się do niego dobijał - Ale nie w tej chwili.Wpadnę później. - powiedział wsiadając na motor.
- Jak to później ? - krzyknęłam ale nie udało mi się przekrzyczeć hałasu.
Nie miałam pojęcia o o mu chodziło ale bardzo chciałam się z nim zobaczyć.
Pogadałam sobie z Zoe i opowiedziałam jej o dzisiejszej wycieczce.
- Robi się coraz ciekawiej - podsumowała kończąc rozmowę.
Już miałam się kłaść spać gdy usłyszałam pukanie w szybę.
Spojrzałam w stronę okna i coś w moim brzuchu zrobiło salto ze szczęścia.
Cam stał po drugiej stronie okna i to jak się tam dostał w ogólne straciło dla mnie znaczenie.
- Co ty tu robisz o tej porze ? - Spytałam z udawaną furią gdy otwierałam okno.
- Wiszę ci całusa , nie ?
- Faktycznie.Ale czekaj ,co jak ktoś wejdzie.
- Nikt nie wejdzie.
Ruszył do przodu a ja zaczęłam się cofać.Nagle stałam między nim a ścianą.Nie było żadnej drogi ucieczki.Czubki jego butów dotykały moich palców.Jego zapach i całe ciało przyciągnęło by każdą kobietę.Miał na sobie to samo co na plaży.Granatowy T-shirt ,czarne spodnie i motocyklową kurtkę.Ja za to stałam w koszulce i  majtkach.
Czarne włosy powinny zostać podcięte z miesiąc temu a oczy koloru węgla przeszywały mnie na wylot.
Tak dokładnie to moje usta.
- Czekaj - wyciągnęłam ręce po przodu i poczułam jego muskularną pierś.
Gdy przywarł do mnie ustami po mojej silnej woli nie pozostał żaden ślad.
Na pewno pocałunek byłby wspaniały jak zawsze gdyby coś nam nie przeszkodziło.
A dokładniej kołek, który przeleciał przez środek pokoju ze słyszalnym świstem i gdyby Cam się nie schylił dostałby nim prosto w głowę.
Spojrzałam w stronę z której przyleciał i zobaczyłam  .... mojego tatę stojącego w progu i syczącego ;
- Wampir !



( sory za wszystkie błędy )

piątek, 18 maja 2012

ROZDZIAŁ 9

Nicholas wystartował tak szybko że nie zauważyłabym że ruszył się z miejsca , gdyby nie to że Cam , który jeszcze przed chwilą stał obok mnie teraz leżał na podłodze trzymając się za brzuch.
Tak jak myślałam , nie obejdzie się bez bitki.Tylko że tym razem nie zamierzam stać jak ta gęś i tylko się patrzyć.Momentalnie doskoczyłam do Cam'a zanim zrobił to Nicholas i stanęłam między nimi.
- Odsuń się - poprosił Cam ciężko dysząc.Tego drugiego ta scena najwyraźniej rozśmieszyła.
Wydał z siebie tubowy śmiech.
- Aż tak cię to śmieszy ? -Spytałam , próbując ukryć pogardę w głosie.
- Oczywiście.
- Jesteś żałosny.
Spiorunował mnie wzrokiem.
- Ja jestem żałosny ? - Pytając z sarkazmem ,przeniósł wzrok na Cam'a - Wybacz , że śmiem się nie zgodzić ,ale to nie ja po jednym ciosie nie mogę się podnieść z ziemi.Straciłeś kondycje ,braciszku ?
Cam podniósł się i ruszył w jego stronę napinając mięśnie.A Nicholas jakby tylko na to czekał ,oparł dłonie na biodrach i uśmiechnął się.
Ale inaczej niż zwykle.Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach i włosy na rękach stanęły dęba.
Nagły trzask wyrwał mnie z zamyślenia.
Teraz to Nicholas leżał na ziemi skulony w kłębek.
Ha ,dobrze Ci tak ,pomyślałam.Ale mimo wszystko zawołałam;
- Cam , przestań! - momentalnie znalazłam się obok niego i chwytając go za rękę poprosiłam - proszę , nie rób czegoś czego będziesz żałował.
Popatrzył na mnie z dziwną miną.
- Wybacz , ale tym razem mu nie podaruję. - Odwrócił głowę i przywalił bratu pięścią prosto między oczy.
Ten jęknął z bólu i osunął się na ścianę.
Co normalna dziewczyna zrobiłaby w takiej sytuacji , gdy prośby już nie pomagają ?Nic innego tylko zabrałaby łachmany i z głową dumnie uniesioną jak paw ,wyszła by z baru , z nadzieją że chłopakowi zależy na niej na tyle że zorientuje się i pójdzie za nią.I tak właśnie zrobiłam , zostawiając za sobą knajpę BlackBird i ruszając w kierunku najbliższej ławki.I to była najlepsza rzecz jaką mogłam zrobić ,bo trzy minuty później Cam stał obok mnie ze spuszczoną głową.
- Słuchaj , Solange chciałbym ... - zaczął z udręką w głosie.Natychmiast mu przerwałam.
- Przeżył ?- Spytałam ,i to całkiem na poważnie.
- Co ?
- Pytam czy Nicholas przeżył .
- No tak .Przeżył - Powiedział mocno zaskoczony.
Opadłam z ulgą na ławkę i popatrzyłam na niego z miną mówiącą '' co to miało być do cholery ?''
Usiadł obok mnie na łacwe i chwycił mnie za dłoń.Jego dłoń była twarda i ciepła , jak prawdziwa męska dłoń.Spojrzałam na niego.Zastanawiał się nad czymś i zaczął dobierając starannie każde słowo.
-Słuchaj , jest dużo rzeczy których nie wiesz na mój temat.
- Więc czemu mnie nie oświecisz ?
- Bo nie jesteś na to gotowa.Zrozum , nie wszytko jesteś jeszcze w stanie pojąć.
- Czemu każdy coś przede mną ukrywa ? - głos mi drżał jak nigdy - Dzieją się różne rzeczy , też takie o których ja nie mogę powiedzieć tobie.Ale wszyscy jakby się uwzięli i nie mówią mi całej prawdy.
Masz mnie za głupią ? - Nie zorientowałabym się że płacze gdyby Cam nie starł mi zabłąkanej łzy z policzka.Ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi prosto w oczy.Jego wyrażały teraz dużo emocji ale przede wszystkim widziałam smutek i poniekąd zrozumienie.
- Obiecuję że wszystko Ci wyjaśnię , gdy nadejdzie odpowiedni czas.
- Czyli kiedy ?
- Nie dziś.
- Ale czemu nie chcesz mi powiedzieć ?
Spuścił głowę i włosy zasłoniły mu twarz - Bo na pewno byś mnie znienawidziła - powiedział szeptem.
- Co takiego ? - teraz najwyraźniej była  moja kolej by się zdziwić.
- Nic takiego.Obiecałem że ci powiem , i słowa dotrzymam.Ale jeszcze nie teraz.
- To opowiesz mi chociaż o twoich relacjach z Nicholasem ? Jak to się stało że jesteście braćmi ?
Spojrzał na mnie z ukosa.
- Wiesz ,nasi rodzice bardzo chcieli dwójkę dzieci i ja nic na to nie poradzę mimo wszystko - powiedział z uśmiechem.
Mimo wszystko ja też się uśmiechnęłam - Nie o tym mówiłam.Pytałam na serio.
- A ja na serio odpowiedziałem.
Posłałam mu spojrzenie pełne niecierpliwości.
- No okej.Urodziłem się jako Cameron Cross.Gdy zerwałem kontakt z rodziną zmieniłem nazwisko na Hagen , nazwisko panieńskie mojej matki.Cam to skrót od Cameron gdybyś nie wiedziała.- znów tej szelmowski uśmieszek.
- Więc Nicholas to na prawde twój brat - powiedziałam z zmieszaniem.Dobrze się maskowali z tym pokrewieństwem, ale w sumie nie dziwie się że nikt nie skojarzył że mogą być braćmi.Są jak dwa inne gatunki.Cam wygląda jak czystko krwisty Hiszpan, czarne włosy i oczy.Nicholas jest jego totalnym przeciwieństwem , blondynem z niebieskimi oczami i jaśniutką karnacją.
Równie dobrze pan Sparks mógłby mi powiedzieć że jest czarodziejem.Ale w sumie był łowcą.
Wcale nie tak najgorzej.Moje myli powędrowały w inne klimaty.Nie mogłam dłużej się tego wypierać.Też byłam łowcą. Tak samo jak babcia,dziadek,mama ,tata ...nawet Zoe i jej rodzina.Poniekąd byłam dumna z tego ,że moja rodzina ma taką barwną historie i mogę przeczytać o niej w książkach.Ale jeszcze nie tak dawno temu nie wierzyłam w wampiry.A teraz miałam je kołkować , a jeden uganiał się za mną w nie przyjaznych raczej zamiarach i ostatnio znacznie przekraczał granice komunikacji.Przynajmniej ludzkiej.Z zadumy wyrwał mnie Cam.Jak zwykle.
- Nie jesteśmy zbyt podobni , co ?
- Ani trochę.
 - Czemu się tak nie lubicie ?
- Różnice charakterów.Aj tak od razu nie lubimy.
Jak na przyszłego łowce wampirów , kiepsko było u mnie ze spostrzegawczością.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie że moją i Cam'a twarz dzieliły jedynie niecałe dziesięć centymetrów.
- Pamiętasz na czym skończyliśmy przy basenie ? - Spytał przybliżając się.
Twarz zalał mi rumieniec i zrobiło mi się gorąco.
- Nie za bardzo - skłamałam.
- To pozwól że ci przypomnę. - powiedział zakrywając moje usta swoimi.
Jego usta dotknęły moich ,nieśmiało ale zarazem łapczywie i subtelnie.
Zadrżałam,to było dziwne uczucie.Odczuwałam lekkie falowanie.Zalała mnie fala ciepła ,
skupiłam się na Cam'ie, na jego silnych dłoniach zaciskających się wokół mojej talii, na smaku jego pocałunku i cieple jego skóry.Do tej pory byłam głupia , nie dopuszczając do siebie prawdziwych uczuć.
Całowanie Cam'a wydawało się szalone i niedopuszczalne.Ale nie mogłam dłużej oszukiwać samej siebie.Pragnęłam tego pocałunku jak niczego innego na świcie , w chwili w której po raz pierwszy zobaczyłam Cam'a.
I teraz miałam go przy sobie.Jego silne ramiona dawały poczucie bezpieczeństwa,którego tak potrzebowałam.Jego dłonie wędrowały śmiało po moich plecach.Język te nieźle sobie radził.
Usłyszałam jego pomruk satysfakcji,cichy,gardłowy.Przyciągnął mnie mocnej do siebie ,tak że nasze ciała  nie dzieliła już żadna odległość i zaczął całować mocniej.Pomyślałam że mógłby tak zostać jeszcze z dwie godziny ale on nagle odsunął się i wstał z ławki.
Popatrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Wracajmy - powiedział nagle i ruszył w stronę motoru - Odwiozę cię.
Przez szok spowodowany pocałunkiem ,jak i jego zachowaniem posłusznie posłuchałam.
Pół godziny później byliśmy pod moim domem.W środku panowały egipskie ciemności,więc mamy nie było w domu.
- To widzimy się jutro w szkole ? - spytałam podając mu kask.
- Jasne ,słońce.
- Czemu mówisz do mnie słońce ?
- Bo lubię cie tak nazywać.
Ruszyłam w stronę domu ale chwycił mnie za rękę.Co jak co ,ale refleks miał nie z tej ziemi.
- Hej , a buziak na do widzenia ? - Powiedział z uśmieszkiem na twarzy.
Złożyłam na jego ustach szybki pocałunek i pobiegłam w stronę domu.
Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie nadsłuchując charkot silnika , gdy odjeżdżał.
Wieczorem zadzwonił telefon.
- Cześć ,Zoe - powiedziałam pogodnie odbierając .Nie żebym myślała że dzwoni kto inny , dodałam w myślach.- Tęsknie , wiesz?
- Wiem.Myślisz że ja nie tęsknie.Nawet powiesiłam sobie twoje zdjęcie nad łóżkiem.- Obie jednocześnie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jak tam u ciebie ? - spytałam łapiąc oddech.
- A bardzo dobrze.Dziś nauczyłam się doić krowę. - odpowiedziała z dumą.
- Nie miałaś tam jechać żeby doić krowy ,tylko żeby pomyśleć nad tą sprawą z zakonem.Sama tak powiedziałaś.
- No i to też robię.
- Właśnie słyszę.
- Poważnie.Myślałam o tym i w sumie nie będzie źle ,jeśli ty będziesz obok.Skoro już pogodziłam się z istnieniem tych wampirów to pewnie też gdzieś istnieją wróżki i tak dalej.Może spotkamy kiedyś Club Winx jak będziemy na łowach ? - zażartowała.
- Może.Ale szczerze, to jakoś nie widzę nas jako łowców.
- A ja tak.Z toporami i łukami.Będzie nieźle skopać kilku wampirom tyłek.
- Żebyśmy tylko nie skończyły z toporem nie powiem gdzie.
- Będzie dobrze.A tak nawiasem mówiąc to jak tam z Nicholasem po tej ostatniej akcji.
Racja, nie powiedziałam jeszcze Zoe o dzisiejszym spotkaniu.
- A dobrze, widziałam go dziś w barze.
- Widziałaś go ? - Zszokowana Zoe zachłysnęła się powietrzem - Przecież powinien być w szpitalu .
- Albo i nie.Może przesadziłyśmy z tym pobiciem.Jak go dziś widziałam to nie miał nawet siniaka.
- Aha. To dobrze w sumie.
Dopiero teraz coś zaświtało mi głowie.
- A czemu tak nagle pytasz o Nicholasa?
- A tak sobie - nawet przez telefon wiedziałam że się rumieni.
- Yhy , taka z ciebie kłamczucha jak ze mnie baletnica.No ok , przynajmniej mnie nie oszukasz - Za innych nie ręczę , dodałam znów w myślach.Chwile walczyła z samą sobą ale w końcu przemówiła ;
- No dobra , wiem że to głupie tak po kilku dniach znajomości ,ale .. - i zamilkła.
- Ale ?
- Nie ważne.
- Zoe Turner , mów. -nie dawałam za wygraną.Ten mój ośli upór.
- Chyba się zakochałam w Nicholasie.
Teraz po obu stronach zapadła grobowa cisza.
- Świetnie - powiedziałam w końcu.
- Jak to świetnie - spytała zaskoczona Zoe ?
- Świetnie , bo ja chyba zakochałam się w Cam'ie.

wtorek, 15 maja 2012

ROZDZIAŁ 8

- Czemu pan mi nic nie powiedział ? - wrzasnęłam nie kryjąc oburzenia już gdy stałam w progu jego domu.
Dom jak każdy inny , niczym szczególnym się nie wyróżniał.No może ,prócz tych mieczy i kołków w pudelkach ,które na pewno przydają się nauczycielowi biologii, ah taki tam mały szczegół.
- O czym ? - spytał sennie pan Sparks.Wparowałam do jego domu wrzeszcząc i burząc jak ta ostatnia histeryczka o szóstej nad ranem w sobotę ,więc nie dziwiłam się że chciało mu się spać.
Dopiero teraz na niego spojrzałam.Miał szare cienie pod oczami.I wyglądał jakby w te raptem dwa dni zestarzał się o co najmniej dziesięć lat.
- Jak to o czym ? O Sophie !
- Ahh .Usiądź Solange - wskazał ręką na stary fotel.- Napijesz się czegoś ?
- Nie ,dziękuje.Czekam aż mi pan wytłumaczy co dokładnie zamierzacie zrobić z Sophie.I jak to się w ogóle stało że jest wampirem ? Co z jej rodziną ? Co ze szkołą ?
- Zacznę od początku ,ale najpierw mam do ciebie pytanie ,dobrze ?
Pokiwałam głową na znak że może śmiało pytać.
- Wtedy, w wieczór gdy znalazłaś Sophie zauważyłaś coś lub kogoś podejrzanego ?
- Hmm - moje myśli powędrowały do tamtego wieczoru.I nie potrzebnie bo tylko wparłam w panikę ,gdy przypomniałam sobie że nie całe piętnaście minut przez znalezieniem Sophie wydawało mi się że widziałam tego podejrzanego gościa z moich snów, który już od jakiegoś czasu znacznie przekracza ich granice  i nie daje mi nawet spokojnie zjeść lunchu.Wtedy nie skojarzyłam że może mieć coś wspólnego z napaścią na Sophie.Myślałam że po prostu jakiemuś pijakowi spodobała się jedna z jej markowych torebek.Ale to przynajmniej wyjaśniało te ślady na szyi.
Nie wiedząc czy mogę powiedzieć o tym panu Sparksowi , postanowiłam na razie zataić ten szczegół.
Mniejsza,konsekwencje poniosę później.
- Nie , nic dziwnego nie zauważyłam - powiedziałam w końcu po chwilowej pauzie,modląc się w duchu żeby nie zauważył że się zawahałam i przeklinając samą siebie że to zataiłam.
- Dobrze , skoro tak mówisz.No więc jak wiesz na Sophie Frost napadł wampir.Wyssał jej trochę krwi ,ale niestety również wpuścił do jej krwi jad.Znalazłaś ją i zadzwoniłaś po pogotowie.My , jako łowcy nie może dopuścić by ludzie dowiedzieli się o wampirach więc na wypadek takich incydentów ,jeden z łowców zatrudnił w szpitalu i został kierownikiem.Chciał umieścić Sophie  w osobnej sali tak ,by nikt się niczego nie domyślił.Ale nie wiedział że ona była już w trakcie transformacji i pewnego wieczoru nie zastał jej w sali.Od razu mnie o tym powiadomił i rozpocząłem pościg.Długo ją tropiłem aż w końcu znalazłem wtedy u Toma.Była nieobliczalna więc musiałem wstrzyknąć jej środek usypiający i zabrać do siedziby zakonu.Tam rada zadecydowała że ma zostać w więzieniu pod moim okiem aż zrozumie w pełni kim jest i jak będzie wyglądało jej nowe życie.
- Jak to pod pańskim okiem ?
- Właśnie mi, jako łowcy z wieloletnim doświadczeniem, powierzono za zadanie by oswoić ją z nową naturą.Jak również będę ją ćwiczył w sztukach walki i tym podobne gdyby znalazła się taka potrzeba.
- Zaraz , chcecie wykorzystać ją jako broń ?
- Tego nie powiedziałem, Solange.
Miałam jeszcze kilka pytać ale było jedno najważniejsze ,które górowało ponad wszystkie inne i  musiałam zadać natychmiast.
- Ale dlaczego ona zaatakowała Cam'a ?
Twarz Pana Sparksa w mikrosekundę się zmieniła jakby założył maskę.
- Jesteśmy w trakcie ustalania.
- I co do tej pory ustaliliście ?- Prychnęłam.
- To są sprawy Rady zakonu.Nie mogę ci powiedzieć , gdyż złożyłem przysięgę.
No to kolej na pytanie numer dwa.
- A kto jej to zrobił ?Mówiła coś ? - o tajemniczym zakapturzonym wampirze ubranym od stóp do głów na czarno na przykład ..dodałam w myślach.
- Nie , nic pamięta.Ale spokojnie , gdy tylko czegoś się dowiemy , to będziesz pierwszą ,którą zawiadomię.
-Obiecuje pan ? Położył rękę na sercu - Tak - odpowiedział z powagą w głosie , chociaż pewnie udawaną.
- Dobrze.Biedna Sophie - spuściłam głowę.Nigdy nie wierzyłam że w moim sercu znajdzie się choć trochę współczucia dla niej , ale się myliłam.Ponieważ współczułam jej, jak nikomu innemu.Jej świat runął w jednej chwili.Teraz jest wampirem i nic nie będzie takie jak dawniej.
I pomyśleć że my z Zoe płakałyśmy że jesteśmy łowcami.Przynajmniej nadal jesteśmy ludźmi.
- To ja już będę się zbierać - powiedziałam kierując się w stronę drzwi - I przepraszam że pana obudziłam.
- Nic nie szkodzi.Do zobaczenia.
Weekend minął jak z bicza trzasnął.Cóż miałam począć bez najlepszej przyjaciółki.
Rozmawiałyśmy co wieczór ale i tak tęskniłam.Cam dzwonił co wieczór , ale mimo że nie byłam już ani trochę zła nie odbierałam żeby wiedział że nie podoba mi się takie zachowanie ,jakim popisał się w klubie.
W szkole było jeszcze gorzej niż zwykle.
Zoe była na wsi,Pan Sparks zajmował się Sophie,Cam'a nie było a Nicholas pewnie dalej leżał w szpitalu.
Było już pod wieczór gdy za wibrowała mi komórka.Rzuciłam się jak hiena z nadzieją że to Zoe, ale gdy zobaczyłam prawdziwego nadawce moje serce zrobiło w brzuchu salto.
- Wybacz że musiałaś oglądać mnie w takim stanie.Nie wiem co we mnie wstąpiło.Nie gniewaj się już.Cam.
Jak nic chciałam odpisać że nic się nie dzieje , ale zamknęłam telefon nie odpisując mu.
Z natury nie byłam taką obrażalską niunią , więc sama się sobie dziwiłam co wyprawiam.
Wkopałam się pod kołdrę i zamknęłam oczy.
Poczułam dziwny chłód.Już zbyt znajomy.Znów byłam na tej polanie.Znów ten sam sen.
Tym razem nie czekałam aż zobaczę mężczyznę bo i tak wiedziałam że tam jest przyczajony między drzewami.Po prostu dałam nura w drzewa i biegłam ile sił w nogach.
Wcale mnie nie zdziwiło,co nie znaczy że nie zabolało gdy zostałam nagle brutalnie pociągnięta za ramię do tyłu i przygwożdżona do drzewa.To że ta sama akcja działa się po raz któryś z kolei wcale nie dodawało mi otuchy.Ani trochę.
I po raz już któryś z kolei  zobaczyłam śnieżne kły.
Ale to był pierwszy raz gdy wampir odezwał się do mnie.
- Solangee - powiedział.Miał chrypliwy głos , ale za to ostry jak brzytwa.Wzdrygnęłam się.
Dobrze wiedziałam jak to się skończy , ale mimo wszystko odepchnęłam go od siebie i znów ruszyłam pędem przez las.
Obudziła mnie komórka.
- Komu do licha ciężkiego zachciało się dzwonił o tej porze - pomyślałam i spojrzałam na zegarek .Północ.
Ale i tak byłam nie wymownie wdzięczna zbawcy za wyrwanie mnie z koszmaru.
- Haloo ? - powiedziałam ziewając ciężko.
- Obudziłem cię ? - usłyszałam po drugiej stronie linii głos Cam'a.Cholera jasna ,mogłam chociaż zobaczyć kto dzwoni.
Ale już trudno ,skoro odebrałam to przynajmniej  nie muszę dalej stroić fochów.
- Nie ,skąd. Od rana czekam na twój telefon z taką niecierpliwością że po nocach spać nie mogę.
- Sarkazm .Podoba mi się - niemal poczułam że się uśmiechnął.
- Po co dzwonisz , Cam ?
- Żeby sprawdzić czy jesteś na mnie zła.
- Jak widzisz , nie .
- Będziesz jutro w szkole ?
- Dużo trafniejsze pytanie brzmi, czy tobie zechce się ruszyć ten królewski zad i jeszcze kiedykolwiek w niej zabawić.
Roześmiał się pogodnie.
- Słońce ,właśnie jutro się tam wybieram z nadzieją że cię spotkam.
- Inaczej byś nie poszedł ?
- Yep.
- Będę.Widzimy się jutro - Odłożyłam słuchawkę na wypadek gdyby chciał coś jeszcze dogadywać.
Zamknęłam oczy ale teraz nie poczułam chłodu i byłam za to bardzo wdzięczna Bogu.
Gdy weszłam do klasy Cam siedział już w ławce.Problem w tym że chyba po drodze jego królewski zad zbłądził  bo siedział na miejscu Zoe.
- Chyba ci się ławki pomyliły,słońce.- Mówiąc ostatni wyraz postarałam się by mój głos zabrzmiał chodź trochę podobnie do jego zalotnego tonu , gdy wczoraj mnie tak nazwał.
Posłał mi szelmowski uśmiech.W sumie to już przywykłam do tych zmian nastroju.Raz Cam poważny i stoicko spokojny , raz zadziorny i demonicznie seksowny.Czasem nawet demonicznie wściekły.
- Pomyślałem że skoro niema Zoe , możemy usiąść razem.
- Świetna myśl.- Roześmiałam się siadając.
I głupio zrobiłam bo przez całą lekcje mnie zaczepiał.
Lekcje minęły znacznie szybciej niż się spodziewałam.
Gdy już miałam iść na autobus, drogę zajechał mi czarny motor.
- Wsiadaj - powiedział mój tymczasowy kolega z ławki podając mi kask.
- Gdzie chcesz mnie zabrać ?
- Do klubu.
- Coo ? Po co ?
- A taki wypad koleżeński.No nie daj się prosić ,Sol.
- No dobra.
Znów podjechaliśmy pod BlackBird.
W środku było znacznie więcej osób niż spodziewałam się zobaczyć w poniedziałkowe popołudnie.
- Nieźle, nie ? - pytał Cam obejmując mnie ramieniem.Miał dziś bardzo dobry humor.
Nagle jedna osoba przykuła moją uwagę.
-Czy no nie Nicholas ? - spytałam przyglądając się uważnie chłopakowi stojącemu pod ścianą.
Cam potknął się i prawie wygrzmocił na ziemię.Dobry humor prysnął jak bańka mydlana , a uśmiech zmienił się w krzywy grymas.
- Chodźmy stąd - powiedział obracając się na pięcie.
- Ale czemu ? - spytałam zdziwiona gdy ciągnął mnie ku drzwiom.
Nagle tuż przed nami pojawił się Nicholas.
- Kogo ja widzę znów razem ? -spytał rozbawionym głosem. - Już wychodzicie ?
- Jak nie chcesz oberwać jak ostatnio to lepiej zejdź nam z drogi.
I zaczęło się.Z każdą minutą w Cam był coraz bardziej wkurzony.Czułam że lada chwila może wybuchnąć i rzucić się Nicholasowi do gardła.Popatrzyłam na blondyna ,który puszczał mu chyba najbardziej prowokacyjny uśmiech na jaki chyba było go stać .Ja w tym czasie z przerażeniem wręcz zauważyłam że po ostatnim zdarzeniu nie został mu nawet najmniejszy siniak.
Może jednak Cam wcale aż tak znowu nie przesadził , a ja udawałam obrażoną pannę na darmo.
- Cam ,chyba nie powiesz że znów chcesz pobić starszego brata , i to przy nowej przyjaciółce.
Zaraz,zaraz..chyba się przesłyszałam.
- Brata ? Jesteście braćmi ?!
Nicholas z uniesioną głową podszedł co Cam'a i objął go ramieniem.
Cam popatrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem.
- Droga Solange Allen , poznaj proszę Camerona Crossa ,mojego młodszego brata. -Powiedział uśmiechając się.Mi szczęka opadła chyba na samą ziemie a Cam wyglądał jakby zaraz miał go trafić szlag.
No i słusznie , dosłownie po dziesięciu sekundach rzucił się na brata.

poniedziałek, 14 maja 2012

ROZDZIAŁ 7

Usłyszałam charkot silnika.
Tak jak zapowiedział , Cam pojawił się pod moim domem piętnaście minut później.
- Wskakuj - powiedział podając mi kask.
- Emm, nie jestem pewna czy to dobry pomysł - Normalnie wsiadłabym bez zastrzeżeń ale po ostatnim śnie ogarnęła mnie panika na widok czarnego motocyklu.
Cam najwyraźniej zauważając mój niepokój , podrapał się po karku i powiedział ;
- Spokojnie ,będę jechał wolno i ostrożnie. - widząc że nadal się waham dodał - Zaufaj mi.
- No dobra. Przecież to nie daleko i drogi są suche ..- trajkotałam chcąc bardziej przekonać siebie samą niż jego.
- Trzymaj się.
Chwyciłam go mocno w pasie i wtuliłam się w jego plecy.Mimo chudej budowy klatkę piersiową miał obszerną i szczerze mówiąc , od razu polubiłam przytulanie się do niego.
Około pół godziny później byliśmy już pod barem.
Głośne basy słychać było po drugiej stronie ulicy gdzie Cam zaparkował motor.
- I tam naprawdę jest Zoe ? - spytałam z niedowierzaniem.Ona nie za bardzo lubiła takie miejsca.W nich aż się roi od 'goryli' jak ich to nazywała.
- Yep . - Pokiwał głową z uśmiechem - Trzymaj się mnie to nikt cię nie będzie zaczepiał - dodał  obejmując mnie ramieniem.
Znaleźliśmy Zoe siedzącą przy stoliku w samym rogu knajpy.O ile mnie pamięć nie zawodzi , obok niej siedział ten chłopak z którym całowała się na imprezie u Toma , ale ręki nie dam sobie uciąć ręki że na pewno.
- Sol ! - widząc mnie z uśmiechem na twarzy pomachała w górze ręką jak śmigłowiec.Ledwo byłą ją słychać na tle głośniej muzyki.
Ja tylko pomachałam jej , nie łudząc się że moim śmiesznym głosikiem przekrzyczę ten hałas.
Usiadłam na przeciwko niej a Cam zaraz obok mnie.Mimikę miałyśmy opracowaną do perfekcji.Mogłyśmy komunikować się tak żeby nikt nawet tego nie spostrzegł.
Popatrzyłam na tajemniczego kolegę Zoe a ona zaczęła się szczerzyć jak głupi do sera.Chłopak siedział z oczami wrytymi w jakiś punkt obok mnie.Wyraz twarzy miał nieodgadniony.
Chwilę zajęło mi kapnięcie się że patrzył na Cama.A Cam patrzył na niego , i to z miną ponurą jak chmura gradowa.Obydwoje piorunowali się spojrzeniami.
- No więc , to jest Solange Alen , moja najlepsza przyjaciółka - Zoe najwyraźniej zauważyła napięcie między nimi i chciała zacząć jakąś rozmowę.
Chłopak oderwał oczy od Cama i spojrzał na mnie.
- Jestem Nicholas - powiedział ze stoickim głosem podając mi rękę - Nicholas Cross.Miło mi poznać.
- Mnie również - powiedziałam ściskając jego dłoń.
- Widzę że zaprzyjaźniłaś się z Camem - powiedział nagle.
- Yy , no można tak chyba powiedzieć.
Spojrzałam na Cama.Już nie piorunował go wzrokiem.Teraz z jego oczów strzelały błyskawice
- A ty co myślisz o waszej przyjaźni , Cam ? - powiedział Nicholas i spojrzał Camowi prosto w oczy.Odważny był , skubany.
- Myślę że powinieneś już przestać o tym mówić ,Nicholasie. - odpowiedział po chwili Cam.Widać było że dużo wysiłku włożył w to , by odpowiedzieć spokojnie. - Dla własnego dobra.
- Haha , doprawdy ? - Nicholas chyba na prawde dobrze się bawił.
Zoe chyba nie chciała się wcinać w tą ostrą wymianę zdań więc dała mi kopa pod stołem i powiedziała bezgłośnie 'toaleta'.
Wstałam , ale Cam chwycił mnie za rękę .
- Gdzie idziesz ?
- Do toalety.Zoe też . Zaraz wrócimy.
Rozejrzałyśmy się i ruszyłyśmy w prawidłowym kierunku.
- Oni chyba na prawde za sobą nie przepadają - powiedziała Zoe gdy szłyśmy przez środek klubu.
- Nie przepadają za sobą ? -spytałam z lekkim sarkazmem - Zoe, oni się nie cierpią.Tylko ciekawe skąd się znają.Nicholas jest przecież nowym uczniem ,tak?
- No ,tak . Faktycznie. - Zoe zrobiła zdziwioną minę. - Nie wiem gdzie się poznali ale nigdy nie widziałam tyle nienawiści w oczach , co u Cama.Mam nadzieje że pod naszą nieobecność nie pozabijają się.
- Heh , no co ty.
Niestety , gdy wyszłyśmy z toalet szczęki nam opadły.
Cam i Nicholas tarzali sie po podłodze jak wściekłe pumy.Okładali się pięściami tak ,że aż trzaskało.
- No nieźle - podsumowała Zoe z gwizdnięciem.
Rozważałam czy nie powinnam czasem próbować ich rozdzielić zanim naprawdę coś sobie zrobią  ale zrezygnowałam z tej opcji gdy zobaczyłam jak próbował to zrobić jeden z mężczyzn z barze, trzy razy większy ode mnie i oberwał w nos z którego popłynęła strużka krwi.Jak on poległ , ja na pewno nie zrobiłabym więcej.I na pewno nie skończyłabym tylko ze złamanym nosem.
Po pięciu minutach walki ,nie wytrzymałam dłużej i powoli ruszyłam w ich stronę.Raptownie zatrzymałam się gdy tylko ujrzałam twarz Cama.
Twarz miał całą we krwi ,a rysy twarzy układały się w naprawdę przerażającą całość.
- Nie próbuj jej tknąć - ryknął na cały regulator , przetaczając się pod Nicholasem i zamachnął się porządnie prawą ręką.
Ja ,na miejscu jego przeciwnika przestraszyłabym się nie na żarty , ale on tylko roześmiał się i zrobił szybki unik.Za szybki.
Po chwili szarpaniny Nicholas oberwał w prosto twarz.Rozległ się nie przyjemny trzask łamanej kości.Chłopak znieruchomiał.
Jasne było że stracił przytomność i nie był skłonny do dalszej walki.Jeśli można by to było nazwać walką bo tylko jeden z nich uderzał pięściami w drugiego.
Wtedy coś do mnie dotarło.Nie wyglądali jak zwykli bijący się mężczyźni.Ciosy były za szybkie i zbyt sprecyzowane.Ale nie chciałam teraz o tym myśleć.
Mimo to Cam nadal walił w niego pięściami jak oszalały.W ogólne nie przypominał Cama.Wyglądał jak chory psychicznie człowiek który nie
wie co to słowo litość.Kilku mężczyzn rzuciło się na niego chcąc ratować Nicholasa ale nie wiele zdziałali.
- Sol ! Zrób coś! On go zabije ! - ze łzami w oczach Zoe rzuciła mi się na ramię. - Proszę !
Na litość boską jak można robić coś takiego.Teraz to ja naprawdę się wkurzyłam.Już zdecydowanym krokiem podeszłam do niego.
- Cam! - krzyknęłam ale mnie zignorował - Zabijesz go ! Proszę , przestań.
- Nic mu nie będzie - powiedział w końcu jadowitym tonem.
Jak to nic mu nie będzie - pomyślałam.Ten człowiek chyba na prawde miał coś z głową.
- Przestań albo dzwonie po policję !
Roześmiał się tubalnie.Nie wiem co go tak rozbawiło ale przyjemniej przestał okładać nieprzytomnego Nicholasa pięściami.
Puścił go a ten runął na ziemie.Był blady i cały we krwi.Natychmiast znalazła się obok niego Zoe.
- Dzwońcie po karetkę ! - zawołała.
Twarz Cama wracała do normalnego wyrazu.Stał i przyglądał się panikującej Zoe ze stoickim spokojem.
- Co ty sobie myślałeś ! - uderzyłam go w ramię.
Popatrzył na mnie z lekkim smutkiem.Taa , teraz mu się zebrało na smutek.Mógł pomyśleć wcześniej.
- Nic nie rozumiesz . - powiedział cicho.
- Co tu nie rozumieć ? Pobiłeś się z nim a gdy stracił przytomność zamiast go zostawić i dzwonić po pomoc , ty wolałeś tłuc go dalej.
- Nawet nie wiesz o co poszło.
- Może i nie wiem.Ale to cie nie usprawiedliwia.Wiem tylko jedno.Jesteś nienormalny! - krzyknęłam i poszłam do Zoe.
Piętnaście minut później przyjechało pogotowie.Zabrali go do szpitala.Stan nie był poważny.
Zoe cała się trzęsła więc poszła pierwsza do samochodu.Cam jakby nigdy nic siedział przy stoliku i pił herbatkę.
Gdy już miałam wychodzić zawołał ;
- Solange ! Zaczekaj.
Odwróciłam się do niego z najokropniejszą miną na jaką było mnie stać.
- Zostaw mnie w spokoju.- I ruszyłam do drzwi.
Usłyszałam że zawołał moje imię jeszcze z dwa razy ale nic mnie to nie obchodziło.
- Zadzwonię później,ok ? - powiedziała Zoe przygnębionym głosem gdy wysiadałam z samochodu.Przynajmniej już się nie trzęsła.
- Obra. - rzuciłam i poszłam do domu.
Wzięłam prysznic i położyłam się na łóżku czekając na telefon od Zoe.
Moje myśli niechcący powędrowały do Cama.Byłam na niego wściekła że mógł zrobić coś tak okrutnego,myślałam o tym jakie ogarnęło mnie przerażenie gdy zobaczyłam jego wściekłą twarz.
Ale z drugiej strony , wiedziałam że nikt nie może sie ten zdenerwować bez powodu.A nie sądzę że kilka głupich uwag  Nicholasa wystarczyło by prowokować Cama do takiego szału.
Czułam że powoli złość się ze mnie ulatnia.Stanęłam przy oknie.Był zachód słońca , niebo robiło się różowe.Nagle zadzwonił telefon.
- Halo ?
- No cześć - po drugiej stronie rozległ się głos Zoe.
- Jak się czujesz ,Zoe?
- Już lepiej.Ale co to u licha było ? Widziałaś tą szybkość ?Ledwo widziałam jego pięści.
- Nie mam pojęcia o co im poszło , ale nie spodziewałam się takiego zachowania ze strony Cama.
- Ani ja.Słuchaj, Sol.Jutro rano wyjeżdżam na wieś.
- Tak wcześnie.Więc zobaczymy się dopiero za tydzień.Będę tęsknić.
- Ja też.Ale będę codziennie dzwonić.
- No mam nadzieje.
Rozmawiałyśmy chyba jeszcze z godzinę po czym zeszłam do kuchni.
Mama stała obok okna i rozmawiała z kimś.Sądząc po jej minie nie była to miła rozmowa.
Usiadłam na krześle i przyglądałam się jej uważnie.Gdy skończyła rozmawiać usiadła na przeciwko mnie z poważną miną.
- Co się stało mamo ?
- Coś na prawde nie dobrego. - Dobra , teraz to mnie zaintrygowałam.
- Co ? Z kim rozmawiałaś ?
- Z Lawrencem Sparksem.
- I co Ci niby powiedział że masz minę jakbyś się dowiedziała że skończyli nadawać twój ulubiony serial? - powiedziałam starając się ukryć sarkazm ale mama itak go zauważyła.
- Sophie , to bardzo poważna sprawa.Jeśli chcesz żartować to wybrałaś złą porę.
Na widok miny mamy , sama natychmiast spoważniałam.Coś się stało, coś naprawdę złego.
- Okej , przepraszam.To co się stało ?
- Pamiętasz co się stało na imprezie obok basenu ?
Rozszerzyłam lekko oczy.
- Sophie zaatakowała Cama ! -wcześniej wyleciało mi to z głowy - Właśnie! Miałam porozmawiać o tym z panem Sparkesm.
- Już nie musisz, wszystko mi wytłumaczył.
- Co Ci wytłumaczył? Co się stało z Sophie ?Co on jej zrobił ?Pamiętam że była bardzo szybka i chciała coś zrobić Camowi, ale pan Sparks coś jej wbił w szyję i ona zemdlała a potem on ją zabrał.
- Dał jej tylko środek usypiający ,żeby nie mogła nikogo skrzywdzić i zabrał ją do siedziby Zakonu Czarnej Róży.
Tak mnie to zdziwiło że zachłysnęłam się powietrzem.
- Jak to skrzywdzić ? Mamo , nic nie rozumiem.
- Dobrze , więc powiem najjaśniej jak tylko umiem.Pamiętasz gdy ktoś ją zaatakował wtedy w przełączce ?
- Pamiętam.
- To nie był jakiś rabuś.To był wampir.
- Czyli że Sophie zmieniła się w .. - nie potrafiłam dokończyć zdania.W głowie mi się to nie mieściło.Pamiętałam jej rany na szyi , ale nie skojarzyłam wtedy.
- Tak ,Solange..Sophie Frost została przemieniona w wampira.Jako nowy wampir jest niebezpieczna więc Lawrence zabrał ją do siedziby zakonu , skąd nie ucieknie póki nie nauczy się panować nad sobą.
-Ale nie zabijecie jej ?
- Nie dopóki nie mamy ku temu powodu.
- Ale ona zaatakowała Cama.
- To już jest inna historia.
- Jaka ?
- Opowiem ci w swoim czasie.W każdym bądź razie ona jest tam bezpieczna.Jeśli chcesz coś więcej wiedzieć na ten temat pytaj Lawrence'a.
Oczywiście że chciałam wiedzieć więcej.
- Z rana do niego jadę.

ROZDZIAŁ 6

ophie pojawiła się znikąd przy krawędzi basenu zanim dotarło do mnie że Cam poleciał na samo jego dno.Stałam totalnie oszołomiona.Ona tylko patrzyła na basen , gotowa znów rzucić się na chłopaka gdy ten tylko się wynurzy.
- Sophie - wydukałam w końcu zdezorientowana - Co ty tutaj robisz ?
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem , jakby w ogóle nie zauważyła że tam stałam.
Nie przypominała dawnej Sophie.Miała wory pod oczami ,rozczochrane włosy.Dawna Sophie nie pokazałaby się w takim stanie nawet listonoszowi a co dopiero na imprezie.
- Oni muszą zapłacić - powiedziała pół szeptem i znów wbiła wzrok w tafle wody.
- Co ?
Cam nagle wynurzył się a ona pochyliła się do przodu i napięła mięśnie.Naprawdę była gotowa zaatakować go.I pewnie by to zrobiła , gdyby pan Sparks nie zamknął w stalowym uścisku.
Zaczęła się wyrywać ,wtedy on wyciągnął z kieszeni strzykawkę i wbił jej prosto w szyję.
Po chwili zaczęła opadać z sił .
- Co się dzieje?!Co pan w ogóle tu robi  ?
Zupełnie mnie zignorował.Patrzył jak dziewczyna bezradnie upada na podłogę.Nawet jej nie złapał.
Podbiegłam do niej i próbowałam wyczuć puls.Po tym wszystkim po Lawrensu Sparksie spodziewałam się prawie wszystkiego.
- Co pan jej zrobił ?!
W końcu zaszczycił mnie spojrzeniem.
- Spokojnie ,żyje.Ale teraz muszę ją zabrać.
- Gdzie chce pan ją zabrać ?
- W bezpieczne miejsce.
- Jak to ?
- Wybacz Solange , ale nie mam czasu teraz Ci nic mówić.Na prawdę mi przykro.Porozmawiamy kiedy indziej - Podniósł jej bezradne ciało i przewiesił sobie przez ramie .- Do zobaczenia - powiedział i ruszył w stronę bocznego wyjścia z ogrodu.
- Co to do cholery jasnej miało być ?
Cam nagle pojawił się obok mnie.Był przemoczony do suchej nitki.Przez mokrą koszulkę było widać jego idealnie wyrzeźbiony tors.- O czym ja znowu myślę ? -zganiłam się w myślach.Ale wyglądał naprawdę seksownie.Jak młody bóg.
- Sama chciałabym wiedzieć czemu cie zaatakowała.
- Ona czyli kto ?
- Sophie Frost.
- Nie mam pojęcia kto to. Gdzie ona się podziała ?
- Pan Sparks ją zabrał.
- I znów Lawrence Sparks.A on skąd się tu wziął ?
- Nie wiem.
- Przepraszam cię , ale muszę iść.Cały jestem mokry.
- Rozumiem , na razie.
Popatrzył na mnie jakby spodziewał się innej reakcji.No cóż..
Podszedł bliżej i przygwoździł mnie spojrzeniem do ziemi. - Musimy dokończyć rozmowę , Solange. -
Pochylił głowę i ustami musnął moją szyję.Bezwiednie zamknęłam oczy.
Gdy je otworzyłam , szedł już w kierunku wyjścia z ogrodu.
Usiadłam na krawędzi basenu i próbowałam jakoś wszystko poskładać w całość.Z każdą próbą mętlik w mojej głowie pogłębiał się i rósł.Może Zoe miała racje.Powinnam jeszcze raz porozmawiać z mamą,wyjechać gdzieś i tam na spokojnie wszystko poukładać.Z dala od wszystkich.
Gdy miałam już dość wewnętrznej wojny z myślami ruszyłam do środka szukać Zoe.
Nie łatwo było ją znaleźć.Stała w samym rogu pokoju.Z jakimś chłopakiem i całowali się namiętnie.
Byłam szczęśliwa że przynajmniej jej się dziś udało odciąć się od tego wszystkiego.
Postanowiłam że nie będę jej niszczyć reszty wieczoru z nowo poznanym przyjacielem więc wychodząc wyjęłam telefon i napisałam ;
ZNUDZIŁA MI SIĘ JUŻ TA IMPREZA.NIE MOGŁAM CIĘ ZNALEŹĆ WIĘC WRACAM SAMA.NIE MARTW SIĘ I UDANEJ ZABAWY .ZOBACZYMY SIĘ JUTRO W SZKOLE.KOCHAM CIĘ,SOL.
Gdy weszłam do domu było już po północy.Mama pewnie dawno spała więc skierowałam się po cichu do pokoju.Nie dalej niż dziesięć minut później leżałam już w łóżku opatulona kołdrą.
Powieki same mi opadły , a gdy je otworzyłam szybowałam w powietrzu.
Byłam nad jakąś ulicą.Nagle usłyszałam ryk silnika.Chwile później zza krętu wyjechał czarny motor z dwójką pasażerów.Przystojny chłopak o ciemnych włosach i jasnowłosa dziewczyna.Włosy powiewały jej przy szybkiej jeździe.Śmiejąc się trzymała kurczowo chłopaka w pasie.Znałam ją aż za dobrze.
Bo to byłam ja.Chłopakiem był nikt inny , tylko Cam.
Ale jak mogłam być w dwóch miejscach na raz.Nagle usłyszałam grzmot.Spojrzałam na motor który koziołkował w powietrzu i wylądował w rowie.Dwójka nastolatków leżała na jezdni dwa metry dalej.Dziewczyna była cała we krwi.Chciałam krzyczeć ale głos utknął mi w gardle.
Nagle znalazłam się obok nich.Ciało dziewczyny nie ruszało się.Druga ja chyba ... umarła.Tak , umarłam.
Siła upadku była zbyt silna by ktokolwiek mógł coś takiego przeżyć.
Nikt nie mógłby po takim wypadku wyjść bez szwanku.Do oczów napłynęły mi łzy na widok własnego martwego ciała.Tylko co ja w ogóle robiłam z Camem na motorze.
- Oh ! - poderwałam się. - Cam !
Odwróciłam się na pięcie , szykując się na najgorszy scenariusz.I szczęka mi opadła.
Cam właśnie się podnosił.Tak po prostu sobie wstał.Nie miał nawet siniaka.
Popatrzył na mnie i ruszył w moją stronę.Widział mnie ? Jak mógł przeżyć takie coś ?
On szedł do przodu a ja się cofałam.
- Nie możliwe - pomyślałam
Nie patrząc na nic popędziłam przed siebie.Biegłam ile sił w nogach...
Obudziłam się .Leżałam w łóżku.Więc to znowu koszmar ... Nie podniosłam się ani nawet nie ruszyłam.Ze wciąż zmrużonymi oczami omiotłam powoli pokój i zobaczyłam coś co w tej chwili w ogóle mi się nie spodobało.Ktoś stał nad moim łóżkiem.Czarna postać.Sapnęłam i szybko się podniosłam.
- Kim jesteś ?! - wrzasnęłam , modląc się w duchu by nie obudzić mamy.
Nie zdążyłam mrugnąć a postać rozpłynęła się w powietrzu.Podeszłam do okna i zamknęłam je najszczelniej jak tylko potrafiłam.
Dzień później w szkole nic się nie działo.Zoe nie mówiła nic o wczorajszym przyjacielu więc wolałam nie wnikać.Pana Sparksa dalej nie było.A dziś również nie pojawił się Cam.I dzień później również.
Zbliżał się weekend i wyjazd Zoe.Stałam przy oknie i patrzyłam w przestrzeń.Nagle zadzwonił telefon.Nie znałam tego numeru.
- Słucham ?
- Cześć.Tu Cam.
- Skąd masz mój numer?
- Od Zoe.
- A skąd masz jej numer ?
- Długa historia.Jestem w barze.Niedawno dołączyła do mnie Zoe z kolegą.Chce żebyś wpadła.
- Co ? Zoe ? - że z kolegą to się nie zdziwiłam - W którym barze jesteście ?
- BlackBird.Wpadniesz?
- Może.
- Czekam na ciebie i masz się zjawić w trybie natychmiastowym.- Zoe wyrwała mu słuchawkę.
- Obra.
- Podjechać po ciebie ? - Znów rozmawiałam z Camem
- Czym ?
- Mam motor.
Przez chwile zapadła cisza.Nie mogłam się powstrzymać przed przypomnieniem sobie ostatniej nocy.
- Nie dzięki. Przyjadę autobusem.
- Jasne , za trzy godziny.Będę za niedługo.
I zapadła cisza.

ROZDZIAŁ 5

- To jakaś historyjka wyssana z palca - podsumowała Zoe następnego dnia gdy jechałyśmy do szkoły.
- Tak myślisz? Mi się wydaje że powinnyśmy to przemyśleć na spokojnie,bo nie wydaje mi się że moja mama wymyśliłaby takie coś.I jeszcze pan Sparks jest w to wmieszany.
Zoe cała zesztywniała.Widziałam że jest tak zdezorientowana co ja.
- Posłuchaj siebie Solange.To śmieszne -  wybuchnęła - Że niby nasi dziadkowie polowali na wampiry.Rodzice to samo.I niby my za niedługo też mamy kopać im tyłki.To niedorzeczne.
- Sama już nie wiem co myśleć.
- Ty lepiej pomyśl o czymś realnym.Na przykład o ocenach.
- Wiem , nie są zbyt dobrze.Ale twoje wcale nie lepsze.
- Co ty nie powiesz.Słuchaj Sol , na weekend wyjeżdżam na wieś.
- Co ? Czemu ?
- Chcę odreagować i wszystko przemyśleć.I oczywiście porozmawiać jeszcze raz z rodzicami.Tobie radziłabym to samo.
- Na ile jedziesz?
- Na tydzień.
Resztę drogi przejechałyśmy w ciszy.Zoe wydawała się jakaś przybita.
Wczoraj po rozmowie z mamą dzwoniłam do niej , ale nie odbierała.Pomyślałam że pewnie jest w zbyt dużym szoku żeby wiedzieć co się dzieje dookoła.
- O właśnie, słyszałaś że znowu w szkole jest jakiś nowy ? - Gdy wchodziłyśmy do szkoły w końcu się uśmiechnęła.Nawet jeśli nie był to szczery uśmiech ,i tak mi ulżyło.
- Jaki znowu ?
- Wiem tylko że ma na imię Nicholas.
Równo z dzwonkiem wszyscy zajęliśmy swoje miejsca.Nie było Cama.Ani tego nowego -Nicholasa.Do sali weszła dyrektorka.
- Witam Was ,kochani.Dzisiaj to ja będę prowadzić zajęcia.
- A co z panem Sparksem ? - Spytał ktoś z klasy.
- Wziął kilka dni wolnego.Naprawdę, nie macie się czym przejmować.
Zoe kopnęła mnie w krzesło.
 - Coś mi tu śmierdzi i to nie te żaby w słoikach
 - No.Ciekawe czemu go nie ma.Rodzice mówili Ci coś o Sophie ?
 - Coś wspominali ale byłam taka zbulwersowana że ich nie słuchałam.
 - Myślisz że to ma coś z nią wspólnego ?
Już miała otworzyć buzię by odpowiedzieć ale uciszyła nas dyrektorka.Jej lepiej nie podpaść więc wolałyśmy dokończyć rozmowę po lekcjach.
W czasie lekcji biologii z nauczycielem,który nic o niej nie wie , zajęcia nie są zbyt ciekawe.Nie żeby pan Sparks coś wiedział , bo jeśli faktycznie jest łowcą to po co mu
uczyć się o mikroorganizmach,genetyce i tego typu rzeczach.Ale i tak był lepszy od pani Lee.W czasie zajęć po klasie wędrował liścik od Toma.Robił dziś imprezę
.Zapraszał nas wszystkich bez wyjątków.Zoe podsunęła mi pod rękę liścik.
CO TY NA TO ŻEBY ZAPOMNIEĆ NA CHWILE O WCZORAJSZYM DNIU , IŚĆ NA IMPREZĘ I DOBRZE SIĘ BAWIĆ ?
WCHODZĘ W TO - odpisałam i uśmiechem podałam jej kartkę.
Gdy szłam do domu ścieżką modliłam się żeby mamy nie było w domu.Na pewno zaczęła by mówić o zakonie a ja nie miałam najmniejszej ochoty tego słuchać.
Nie dziś.Nie teraz, kiedy planowałam iść na imprezę i dobrze się bawić.
Bóg mnie wysłuchał bo gdy dotarłam , nikogo nie było w domu.Wzięłam szybki prysznic.Gdy włosy wyschły ,lekko się pofalowały więc pozwoliłam im po prostu opaść na ramiona.
Rzęsy przejechałam dwa razy maskarą.Cerę miałam zdrową więc uznałam że więcej make-up'u nie potrzebuję.Ubrałam krótkie spodenki,top i sweterek.
Telefon zawibrował na stoliku.To był sygnał że Zoe czeka już na ulicy więc szybko napisałam mamie kartkę żeby się nie martwiła i ruszyłam biegiem w dół ścieżki.
Dom Toma był na drugim końcu miasta.Nie należał do tych pospolitych domów, jak mój.To była prawdziwa willa, jak w filmach o bogaczach.Miała basen i tak dalej.
Nie dość że ledwo dotarłyśmy , z moimi zdolnościami nawigacyjnymi  to jeszcze później miałyśmy problem z parkowaniem.Zaprosił chyba całą szkołę i cudem było znaleźć puste miejsce.
Tym bardziej że impreza się już zaczęła.
Gdy weszłyśmy do środka po niedługiej chwili straciłam Zoe z pola widzenia.Zostałam sama.
Każdego stąd znałam ze szkoły z widzenia.Nie należę do samotników ale duszą towarzystwa to raczej też nie jestem.
Podeszłam do stolika z napojami,wzięłam szklankę soku i krążyłam z nią po całym domu.Bawiąc się w turystę przeszkodziłam chyba
z trzem parą w scenach intymnych.Nie za fajnie.Usiadłam na schodach i obserwowałam w ciszy przechodzących ludzi.
Nie miałam zamiaru do żadnego się odzywać.Nagle ktoś złapał mnie za ramię.Odskoczyłam z krzykiem.Przez chwilę zastanawiałam się czy chce wiedzieć kto to.
 - Przepraszam , nie chciałem się wystraszyć - powiedział cichy męski głos.Gdzieś już go słyszałam . -Jesteś Solange Allen?
 Odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam promienny uśmiech chłopaka ,który pomógł mi tamtego wieczoru gdy myślałam że mój marny żywot dobiegł końca.Od razu zrobiło mi się lepiej
 - Cześć.Tak , to ja. - wykrztusiłam - Masz na imię Cam ?
 - Wow ,pamiętasz moje imię.Czemu siedzisz tu tak , sama ? - zapytał przekrzykując muzyke - Gdzie zgubiłaś przyjaciółkę ?
 - Diabli wiedzą - krzyknęłam.
Rozglądał się chwile po domu aż w końcu podniósł sie.
 - Chodź za mną - powiedział podając mi rękę.
 - Gdzie ? - spytałam.Bóg jeden wie o czym ten chłopak myśli.Znam go dwa dni na litość boską.
 Sądząc po jego nagłym wybuchu śmiechu musiał domyślić się co sobie pomyślałam.
 - Gdzieś gdzie możemy spokojnie porozmawiać.-powiedział uśmiechając się - Porozmawiać.
 Chwyciłam jego rękę.Miał sporo siły nawet jak na chłopaka.
Wyszliśmy na tyły domu i zaczęliśmy krążyć wokół basenu.
 - Chyba nie lubisz zbytnio takich imprez Solange .
 - Nie o to chodzi.
 - To o co w takim razie ?
 - Mam ostatnio zbyt dużo spraw na głowię.Nie umiem się skupić teraz na balowaniu.
 - Jakich spraw ?
Skrzywiłam się nieco.Gdybym powiedziała mu o Zakonie Czarnej Róży ,wampirach i łowcach pomyślał by że uciekłam z psychiatryka.I najpewniej kazałby mi tam wracać w trybie natychmiastowym.
 - Różnych. Wybacz ale to sprawy bardziej osobiste.
 - Rozumiem.Każdy ma jakieś sekrety.
 Jego z natury czarne oczy zawstydziły by najciemniejszą noc ale teraz jeszcze bardziej zczarniały.
Chodziliśmy w kółko bez słowa chyba z pól godziny.Ta cisza zrobiła się nie zręczna.Spojrzałam na niego ukosem.
Był wysoki i przystojny.Bardzo przystojny.Czarne włosy i jeszcze ciemniejsze oczy.Ciałem też nie grzeszył.Miał na sobie szare spodnie i czarny obcisły T-shirt ,
więc doskonale mogłam zobaczyć jego mięśnie ,które wyglądały jakby były wyrzeźbiona w marmurze.Był nieziemski.Nigdy nie widziałam takiego chłopaka.
Nagle poczułam że się rumienię.
 - O czym ja myślę do cholery - zganiłam samą siebie w myślach.
Pierwszy raz tak mi się zdarzyło pomyśleć o jakimś chłopaku, ale gdy chodziło o Cama takie myśli były w pełni uzasadnione.
 - Jesteś nowy ,prawda ? Skąd się przeniosłeś ? - zapytałam chcąc przerwać cisze.Chociaż tak naprawdę chyba chciałam zająć się rozmową żeby przestać o nim myśleć.
Przez chwilę milczał jakby zaskoczyło go to pytanie.
 - Hmm .. Kalifornia - Podrapał się po brodzie. - Przeniosłem się z Kalifornii .
 -Czemu ?
 - To przez sprawy rodzinne.
 -Aha,rozumiem.
W kieszeni za wibrował telefon.Nie zamierzałam odbierać
Cam spojrzał na mnie z rozbawioną miną.
 -Zoe już zatęskniła ?
 -Nie , to tylko pan Sparks.
 -Lawrence Sparks ?
 -No tak ,pan od biologii.
 -Rozmawiasz z nim poza szkołą ? - jego oczy lekko się rozszerzyły ale zaraz znów je zmrużyć by ukryć zdziwienie.
Ja sama się zdziwiłam że mówi mu na 'ty' ,jakby byli dobrymi kumplami.Chociaż nie, dobrzy kumple nie mówią o sobie z wyraźną pogardą w głosie.
 -Tak.Jest jakby przyjacielem rodziny.
Twarz Cama zupełnie straciła wyraz.Głęboko o czymś rozmyślał.
 - Nie wątpie że nim jest. - mruknął pod nosem.
 - Proszę ?
 - Nie , nic.Co Ci jeszcze mówił ?
 - Nie wiele.Mówił coś o twojej rodzinie.Dziwi mnie że w ogólne coś wie na ten temat skoro dopiero co się przeprowadziłeś.Podobno masz słaby kontakt z ojcem.
 - Nie rozmawiam z nim.
 - Czemu z nim nie rozmawiasz ?
 - Długa historia.
 - Chętnie wysłucham.
 - Może kiedy indziej.- uśmiechnął się szelmowsko. - Hej ,skoro tyle wiesz o mnie to może teraz ty opowiesz coś o sobie.
 - Co na przykład chciałbyś wiedzieć ?
 - O tobie ? Wszystko.
Spojrzał na mnie czarnymi oczami..Nawet w oczach pana Sparksa było widać jakieś emocje,ale oczy Cama nie wyrażały
absolutnie nic.Totalna pustka i zimno.Bił od nich lodowaty chłód.Aż przeszedł mnie dreszcz ,gdy spostrzegłam że zbliżył się na niebezpieczną odległość.
Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.Wiercił mnie wzrokiem.Wydawał się inny.Jakby był zupełnie inną osobą.Zupełnie nie przypominał tego chłopaka ,którego promienny uśmiech tak mnie urzekł.Jeśli chciał mnie przestraszyć tą nagłą zmianą osobowości to rewelacyjnie mu poszło.Chciałam odsunąć się od niego jak najszybciej.Problem w tym że nie mogłam się ruszyć.Jakby wszystkie kończyny odmówiły posłuszeństwa.A może tak na prawdę nie chciałam uciekać tylko zostać tu z nim.Spojrzałam mu głęboko w oczy.Coś mnie do niego ciągnęło.Jakaś siła ,której nie umiałam opisać.Poczułam że jesteśmy połączeni ze sobą więzią której nikt nigdy nie będzie umiał pojąć.Nawet najbystrzejszy geniusz.Z jednej strony podobało mi się to , ale z drugiej panicznie się bałam.Przecież znam go od kilku dni.
 -To nienormalne.Chociaż po ostatniej rozmowie z mamą nic nie zdaje się przebić jej historii. - pomyślałam.- Nawet tajemniczy Cam.
 - O czym myślisz ? - Spytał i pochylił się.- Może o mnie,słońce?
Posłał mi szelmowski uśmiech.Nawet w najdzikszych fantazjach nie wyobrażałam sobie tak seksownego uśmiechu.
Teraz to mnie wgięło.Zaszumiało mi w uszach i serce przyśpieszyło rytm.
Może chciał mnie pocałować ? Nie wiem.Cokolwiek chciał zrobić nie zdążył bo nagle coś,
lub ktoś uderzyło w niego z ponadludzką szybkością i z hukiem wleciał do basenu.

ROZDZIAŁ 4



Wbiłam wzrok prosto w oczy matki.
 - Jak to byli łowcami ?- wyjąkałam.- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś ?
Moje zdumienie w jednej chwili zmieniło się w złość i rozczarowanie.
 - Jeśli pozwolisz opowiem Ci wszystko od początku.
Pokiwałam głową jako znak że ją słucham.
- Wampiry pojawiły się na ziemi już dawno temu.Świetnie potrafiły koegzystować z ludźmi.Niestety ktoś zdradził i wszystkich podejrzanych o bycie jednym z nich spalono.Nie pozostał po nich żaden ślad.Morderstwa ustały.Ale po nie całym stuleciu oni wrócili w jeszcze większych szeregach niż przedtem.Zaczęła się prawdziwa epidemia.Znajdowano ludzi wyssanych całkiem z krwi.Uznano to za wojnę , ale z góry przesądzonym wynikiem.Dlatego ludzie zdeklarowali się i powstał zakon.Nazwali go Zakonem Czarnej Róży.Każdy mógł do niego wstąpić.Ludzi szkolono specjalnie do zabijania tych bestii.I tak to ludzie walczyli z wampirami przez długie lata.Nikt nigdy nie mógł wygrać ostatecznie.Dziś zakon liczy członków 17 rodów, w tym pięć rodów założycieli.Nasz , Allenów jest jednym z tych pięciu.Od pokoleń nasza rodzina służy w tym zakonie.Za dwa miesiące kończysz 16 lat.Twoja babcia,dziadek,ja i ojciec w tym wieku zaczęliśmy przygotowania.Wiesz,walka w ręcz i tego typu rzeczy.
 - A co z panem Sparksem ? - To było jedyne pytanie które nasunęło mi się na myśl.
 - Lawrence Spark również należy do jednego z rodów założycielskich.Dzielnie walczył z moimi rodzicami w drużynie aż pewnego dnia zostali zabici przez wampira.Skoro uznał że już czas , to na pewno ma racje.Jest bardzo doświadczonym łowcą.Nie wiem tylko dlaczego postanowił uczyć w twojej szkole.Będę musiała z nim porozmawiać.
 - Więc ty i tata też jesteście członkami zakonu ?Dlatego tata tak często znika?
 - Tak.My również należymy do zakonu.
 - To dlaczego ty cały czas siedzisz w domu .
 - Kochanie , łowny i wampiry są naturalnymi wrogami.Polujemy na siebie od dawna.Ale nas starają się zlikwidować za wszelka cenę.Zakon stanowi dla wampirów w tych czasach największe zagrożenie , dzięki naszym umiejętnością i broni.O jednego mniej z nas to kilku więcej z nich.Gdy cię urodziłam postanowiłam na jakiś czas porzucić zakon i zająć się tobą i twoim bezpieczeństwem.Kochanie, jesteś najważniejsza.
To było za dużo jak na jeden dzień , w głowie miałam totalny chaos.
Nawet nie poczułam kiedy na moich policzkach pojawiły się łzy.
- Mamo , nic nie rozumiem. - mój z początku cichy i piskliwy głosik przeszedł teraz w płacz.
Mama przytuliła mnie mocno.
 - Wiem że to sporo do ogarnięcia ale nie jesteś sama ,pamiętaj o tym.
Nagle coś mi się przypomniało , przez chwile tuląc się do mamy myślałam czy powiedzieć jej o tym czy nie.Ale nic już nie mogło być bardziej skomplikowane.
 -Mamo , słuchaj jest coś o czym chce Ci powiedzieć.
 -Co sie stało , skarbie ? - spytała dalej mnie tuląc.
 -Od jakiegoś czasu śni mi się jeden koszmar.Ciągle ten sam sen ,to samo miejsce i ten sam mężczyzna który chyba jest ... - urwałam bo mimowolnie przypomniał mi się ten przerażający uśmiech i te kły.
 - Jest wampirem-Dokończyła mama i zerwała się z miejsca . - Chodź za mną Solange!
 - Ale gdzie ? Po co ?
 - Po prostu chodź !
Zeszłam za nią do piwnicy.Po co tam idziemy skoro nic tam nie ma ciekawego.Znam swój cały dom jak własną kieszeń, calutki...Albo i nie.
Po odsunięciu jednego ze starych regałów mama przycisnęła którąś z cegieł i ściana się rozsunęła i mama weszła do jakiegoś pomieszczenia.Jedynego w domu o którym istnieniu nie miałam pojęcia.A może było ich więcej ?
Boże. - pomyślałam - Jak w typowym filmie szpiegowskim.Wystarczyło wcisnąć cegłę.Mogłam się bardziej przyłożyć w szpiegowaniu,a teraz na pewno nie stałabym jak ten łoś .
Weszłam za mamą i nagle pokój zalała jasność.Był nie dużo większy od mojego pokoju.
Na podłodze i regałach stało dużo pudeł z książkami, za ścianach wisiało dużo obrazów..Mama wyjęła z jednego srebrną księgę i zaczęła czegoś szukać.Usiadłam na jednym z kartonów i rozglądałam się po obrazach i tytułach książek.
 - Niczego nie ruszaj - Ostrzegła mama.Chyba nigdy nie słyszałam jej tak poważnej.
Na pewno coś ukrywała.Dwie książki przykuły moją uwagę.Jedna była o historii zakonu.Dokładnej i całkiem prawdziwej bo możliwe że mama coś przekręciła, druga za to opisywała losy do tej pory najbardziej niebezpiecznych wampirów - wrogów zakonu.Mama musiała coś przede mną ukryć , nie była by normalną matką gdyby powiedziała mi wszystko.Nagle w jej kieszeni zadzwonił telefon.
 - To Lawrence.Zostań tu i nic nie ruszaj. - I wyszła.
Tak , to była okazja na którą czekałam.Wzięłam te dwie książki pod pachę i zasunęłam bluzę.Dziękowałam bogu że dziś założyłam największą jaką mam w szafie.
Po chwili wróciła mama ,wyraźnie zbladła.Chyba nie była to miła rozmowa o szkole.Chociaż nawet pewnie nie była by miła z moimi ocenami.Dopiero co zaczął się rok szkolny a już miałam trzy jedynki.
 - Solange , nie wiesz jak wygląda ten wampir ,który ci się śni ?
 - Nie , zawsze widzę tylko jego kły.Myślałam że to zwykły koszmar ale ostatnio gdy wracałam do domu zobaczyłam że Sophie leży na ziemi cała we krwi.- Panika wzięła nade mną górę i zaczęłam opowiadać mamie wszystko z tamtego wieczora.- Czy pan Sparks powiedział Ci już że zniknęła ze szpitala ? -Mama tylko pokiwała głową.
 -Słuchaj uważnie co ci teraz powiem- zaczęła wyraźnie , robiąc przerwy by odpowiednio dobrać słowa - Te twoje sny , to nie są tylko sny jak już zdążyłaś zauważyć.Ja i Lawrence uważamy że to prawdziwy wampir manipuluje twoimi snami ,by dać ci ostrzeżenie że wybrał cię już jako ofiarę.To dlatego pan Sparks zaczął uczyć w twojej szkole,by mieć cię na oku i chronić.Nie wiemy jeszcze kto to ale na pewno ktoś czyha na twoje życie.Ale nie bój się , nie pozwolimy cię skrzywdzić.Przepraszam że właśnie tak zaczęła się twoja przygoda z zakonem.-
Przygoda ? - pomyślałam .Czy ty sobie kpisz , kobieto ?Mówisz że jakiś wampir chce mnie zabić a później wyjeżdżasz mi z przygodą , dobre mi sobie. - Pan Lawrence i inni już się tym zajęli.Sophie napadł wampir , później zniknęła ze szpitala więc to może mieć związek ze sprawą.Póki co uważaj na to z kim się zadajesz.A i jeszcze jedno.Nie tylko ty jedna dziś dowiedziałaś się o sobie prawdy.- powiedziała mama , a w jej głosie było słychać jakby chciała mi zrobić niespodziankę.Cóż, zły moment sobie wybrała.
 - Co ? - zapytałam zmieszana.Teraz już chyba nic nie mogło mnie bardziej pogrążyć.
 - Twoja przyjaciółka potrzebuje cie pewnie teraz tak samo jak ty jej. - powiedziała spokojnie.
 - Zoe ? - Otworzyłam szerzej oczy , ale zaraz je zmrużyłam-Niby czemu?- Teraz to jednak zaskoczyła mnie najbardziej.Co Zoe mia wspólnego z zakonem ?Przecież nawet nie wierzy w wampiry.To takie nielogiczne że aż śmieszne.
Mama wyjęła z dużej skrzyni zwój pergaminu.Miał co najmniej ze sto lat.
Rozwinęła go i kazała czytać.To był spis rodzin które należą do zakonu , pięć pierwszych napisana złotym kolorem.W tym rodziny Allen i Sparks.Zjechałam niżej wzrokiem i zesztywniałam do reszty.Wśród tych rodzin było nazwisko Turner, nazwisko Zoe.

ROZDZIAŁ 3

Cam Hagen.Poznałam go szybciej niż planowałam.
Wieczorem przed zaśnięciem cały czas myślałam o tej całej sytuacji.
Cam był naprawdę przystojny ale coś mi w nim nie pasowało.Nie wiedziałam tylko co.
Następnego dnia w szkole pojawił się na biologi i dopóki nie zaczęła się lekcja cały czas mi się przyglądał.Zoe chyba to zauważyła ,bo znacząco szturchnęła mnie łokciem.
Zignorowałam ją.
Jak ostatnio ,gdy wszedł Pan Sparks, w sali zapanowała absolutna cisza i spokój.
Twarz miał jak zwykle bez wyrazu.Przeleciał wzrokiem klasę i zatrzymał się na dłuższą chwile tylko przy dwóch osobach.Przy mnie i Camie.
Usiadł przy biurku i zaczął czytać listu obecności.Na chwile się zamyślił.
 -Cam Hagen ?
 -Obecny - Odpowiedział Cam obojętnym tonem.
 -Hagen ... - Pan Spark podrapał się po brodzie.Wyglądał tak jakby coś mu to nazwisko mówiło ale wcześniej nie zwrócił uwagi.Spojrzał jeszcze raz na Cama i spoważniał.- Powiedz mi Cam , czy masz może brata ?
 -Brata ? - Jego oczy rozszerzyły się na sekundę ,czego pewnie większość klasy nie zauważyła , i on również spoważniał - Tak , mam.Ale nie utrzymuje z nim kontaktu.
  -Aha.Dobrze wracajmy do lekcji.
Po szkole jak zwykle poszłam do knajpki z Zoe.
Zoe wydawała się jakaś taka nie swoja.Od rana dziwnie się zachowywała ale teraz gdy nie miała nawet ochoty na pączka nie mogłam zignorować tego faktu.
 -Hej ,Zoe.Coś się stało ?
 -Nie , nic takiego . - Kłamała.Zawsze gdy mnie okłamywała wiedziałam to od razu.
 -Ten numer Ci się nie uda. No mów o co chodzi.
 -Uznasz że to śmieszne , ale ostatnio mam uczucie jakby mnie ktoś śledził.Naprawdę , z początku się tym nie przejmowałam ale ostatnio sprawa się pogorszyła.Wczoraj jak wracałam ze szkoły coś wskoczyło mi na maskę.A raczej ktoś.Zatrzymałam auto i wyszłam ale nikogo nie było.Na serio się przestraszyłam.Przysięgam że ktoś tam był.- Zamurowało mnie.Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.Siedziałyśmy w ciszy z dobre piętnaście minut ,gdy do środka wszedł Pan Sparks.Kolejna niespodziewana rzecz.Podszedł prosto do naszego stolika i popatrzył na mnie takim wzrokiem że chciałam szybko dać drapaka.
 -Zoe , przepraszam Cię ale czy mogłybyście zostawić rozmowę na kiedy indziej.Bardzo chciałbym porozmawiać z Solange sam na sam. - Był bardzo poważny.Zoe od razu spakowała zeszyty ,pożegnała się i ruszyła do wyjścia.Pan Sparks usiadł na przeciwko mnie.
 -Kontaktowała się z tobą ostatnio Sophie Frost ? - spytał.
 -Nie , hmm ale proszę pana.Wczoraj miała lekki wypadek i karetka wzięła ją do szpitala.
 -Wiem , ale pojawił się mały problem.Dziś rano z niego zniknęła. - powiedział spokojnie.
 -Jak to zniknęła ?! - Nie mogłam w to uwierzyć.Nie po wczorajszym.To ja byłam tą,która ją znalazła.Nie mogła dojść do siebie po czymś takim.Przecież prawdopodobnie ugryzł ją ... wampir.Ale zaraz... - Jak to pan wie ? Skąd ?
 - To długa historia ale gdyby się z tobą kontaktowała , powiedz mi natychmiast.- Powiedział surowo wyciągając komórkę.Podał mi swój numer i w razie gdyby Sophie się odezwała , kazał dzwonić.
 - Mogę pana o coś zapytać ?
 -Oczywiście.Pytaj.
 -Czemu pan tak tym się interesuje ? I czemu tak się pan na mnie popatrzył wtedy , na zajęciach gdy przeczytał pan moje nazwisko ? - Nie mogłam wytrzymać i musiałam o to spytać.To drugie pytanie nie dawało mi spokoju.
Mężczyzna popatrzył na mnie znów takim samym wzrokiem jak wtedy.W jego oczach widać było lekką udrękę.Nie wiem które z tych pytań tak go rozczuliło i dlaczego.
Patrzył na mnie dłuższą chwile po czym powiedział po prostu.
 -Znałem twojego dziadka i babcię.Przyjaźniliśmy się od lat.A ich śmierć dla każdego z nas była straszliwą tragedią.
Otworzyłam szerzej usta.
 -Znał pan moich dziadków ?
 -Tak.Anebelle i Finn Allen.Przyjaźniliśmy się prywatnie jak również w pracy byliśmy zespołem.
Właśnie.Czym w ogólne oni się zajmowali ?Znałam ich bardzo dobrze ale nie znałam odpowiedzi na to pytanie.Pamiętam że dziadek często znikał.Babcia też czasem dosłownie rozpływała się w powietrzu.
To tak jak teraz tata - pomyślałam.
 -Jak pracowaliście?Gdzie ?- Nie mogłam ukryć zainteresowania.Szczerze ,nawet nie próbowałam.Spojrzał na mnie przelotnie , bo zadzwonił telefon.Odebrał go ale mówił tak szybko że wyłapywałam co drugie słowo.
- Gdzie?Jaki zespół wysłaliście?Są wystarczająco doświadczeni?Teraz? Dobrze zaraz będę -
Odłożył słuchawkę i spojrzał mi prosto w oczy. - Musze iść , ale uważam że już czas by matka odpowiedziała Ci na twoje pytania.Przynajmniej połowę.Resztę poznasz w swoim czasie.-
Powiedział i wyszedł szybko z knajpki.
Pół godziny później siedziałam już w autobusie.
Gdy weszłam do domu mama siedziała w kuchni i czytała gazetę.Taty nie było .jak zwykle zresztą.Gdy zorientowała się że wróciłam odłożyła gazetę i odgrzała mi obiad.
Gdy zjadłam siedziałyśmy chwile w ciszy.Nie mogłam się już dłużej powstrzymać i powiedziałam prosto z mostu.
 -Mamo ,słuchaj.Mamy nowego nauczyciela od biologi ,Pana Sparksa.Powiedział że znał babcię i dziadka.
 -Lawrence Sparks ? - mama prawie zleciała z krzesła.Odłożyła gazetę i spojrzała mi prosto w oczy.Były inne niż zwykle.Jej melodyjny głosik przeszedł z prawie pisk.
 -Tak.Powiedział że pracował z babcią i dziadkiem i że się przyjaźnili.Gdy spytałam gdzie pracowali i co robili spoważniał i powiedział że już czas abyś odpowiedziała mi na pytania.
Więc , powiesz mi czym się zajmowali ? Pan Sparks,babcia i dziadek ? - Mama spoważniała.
Zawahała się przez moment i jakby stwierdziła że już czas mi powiedzieć,odpowiedziała.
 -Byli łowcami.

ROZDZIAŁ 2


Zanim się obejrzałam lato się skończyło i zaczął się nowy rok szkolny,
Wstałam zbyt wcześnie więc zanim Zoe przyjechała po mnie , oprócz wyszykowania się do szkoły zdążyłam przeczytać chyba z dziesięć magazynów o nowinach ze świata mody i gwiazd.Zabrałam rzeczy i poszłam na główną ulicę gdzie miałam się spotkać z przyjaciółką.
 -Myślisz że w tym roku w naszej szkole pojawią się w końcu jacyś fajni faceci ,Sol?-
Spytała Zoe kiedy byłyśmy już trzy przecznice od szkoły.Wielki , ceglany budynek nie różniący się niczym szczególnym od innych szkół.
 -Oby.
 -Wiesz,już nie proszę o bliźniaków Brada Pitta ale żeby chociaż nie mieli nosa jak Robbie.
 -Wyobraź sobie że wchodzisz do klasy a tam same Johny Depp'y.
 -Tak jest,Sol.Czaje baze.
Podczas parkowania Zoe i Sophie jak zwykle kłóciły się o miejsce.Nie było by normalne gdyby jedna z nich odpuściła drugiej przed mniej niż godzinną kłótnią.Nie chcąc się spóźnić wysiadłam i poszłam do szkoły podczas gdy Zoe dalej skakała Sophie do gardła.Weszłam do szkoły prawie równo z dzwonkiem na lekcję.
 -Eh , wiedziałam że się spóźnimy - Powiedziałam sama do siebie.
Pognałam do swojej szafki przeciskając się przez tłum uczniów idących na lekcję .Zanim jednak wyjęłam plan i przygotowałam książki do biologi Zoe już dobiegła do swojej szafki , która była tuż obok mojej , i podążyła moimi śladami.
 -Szybko Ci dziś poszło z Sophie. - Powiedziałam zapinając plecak.
 -Wiem.-Powiedziała a na jej twarzy pojawił się uśmiech dziecka ,które właśnie dostało coś słodkiego.
 -Co jej zrobiłaś ?
 -Walnęłam w oko.
 -Podbiłaś oko Sophie?!
 -Przy odrobinie szczęścia jutro zobaczymy na twarzy tego patyczaka ładny fioletowy tatuaż.
 -Jesteś niesamowita.-Poklepałam ją po ramieniu i ruszyłyśmy na lekcje.Jak się okazało pierwszą miałyśmy razem.Weszłyśmy do sali równo z innymi więc pan Sparks nie zauważył że nieznacznie się spóźniłyśmy.Jeszcze tego by nam brakowało ,podpaść na pierwszej lekcji.
Gdy pan Sparks wszedł do klasy dosłownie zawiało chłodem.Uczniowie którzy pozmawiali jak nawiedzeni nagle zamarli w bezruchu.W tym ja i Zoe.Miał posturę gladiatora a siwa grzywa prawie załaniała mu całe oczy.Twarz nie wyrażała żadnych emocji.Nawet Chuck Norris nie pozostał by obojętny na jego wzrok.Nawet on.Usiadł przy biurko i zaczął sprawdzać obecność.
Gdy doszedł do mnie zatrzymał się na moment,patrzył w dziennik jakby pierwszy raz go widział.Jego kamienna twarz nabrała wyraz lekkiego osłupienia,zdziwienia a po chwili jakby zaczął się na niej malować lekki wyraz litości.
 -Solange Allen ?
 -Obecna.
Przez moment patrzyliśmy sobie prosto w oczy.Twarz może i miał jak z kamienia ale w oczach widać było ból.Ale jakby nie było to mój profesor od biologi i muszę zachowywać się przyzwoicie.Odwróciłam wzrok.Pan Sparks zrobił to samo i kontynuował.
 -Zoe Turner?
Ale Zoe była myślami gdzie indziej.A dopiero co mówiła o uważaniu na biologi.
Trąciłam ją łokciem.
 -Jestem ! - rykła na całą klasę nie kryjąc zaskoczenia moim nagłym gestem.
 -Jest pani czymś zajęta ,Panno Turner?.
 -Nie ,skądże ,psorze.
 -Mam nadzieje.Jak wiecie od dziś będę waszym nowym nauczycielem biologi.Oczekuje od was systematycznej nauki oraz - przerwał i zerknął na Zoe - uważania na lekcjach.Jak słyszeliście od starszych uczniów jestem wymagający i nie waham się nie przepuścić kogoś ze względu na sympatie i tym podobne.Czy wyraziłem się jasno ?
 -Tak , psorze. - Powiedzieliśmy wszyscy chórem.
 -Wygląda na to że nie obecny jest dziś tylko Cam Hagen.
Wszyscy popatrzyli po sobie.Każdy w tej szkole mniej więcej się znał.Ale to było zupełnie nowe nazwisko.Zoe podsunęła mi liścik.
``Cam Hagen.Czyżby nowy uczeń? może to jakiś przystojniak.``
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.Przez reszte lekcji pan Sparks zapowiadał jaki to ten rok nie będzie trudny i tak dalej.Gdy zadzwonił dzwonek nikt nie ruszył się z miejsca , co było dziwne.Zawsze na dźwięk dzwonka wszyscy rzucali się pędem do drzwi jak hieny.Tym razem nic.Patrzyli tylko pytająco na profesora.Ten zamknął swój zeszyt i uniósł dłoń w stronę drzwi.
 -Możecie iść.Do zobaczenia jutro.
Reszta lekcji minęła równie szybko jak się zaczęła.Z Zoe będę miała tylko biologię,angielski i chemie.A myślałam juz że po lekcji z panem Sparksem gorzej nie będzie.W dodatku ona kończyła dziś lekcje dużo później niż ja więc do domu musiałam pojechać autobusem.
Wstąpiłam jeszcze do kawiarni i zamówiłam hamburgera.Gdy zjadłam wyciągnęłam zeszyty i zaczęłam odrabiać zadanie.`Anastazja` to był mój drugi dom ,gdy moja babcia żyła pracowała tu jako kasjerka.Zawsze z Zoe po lekcjach przychodziłyśmy tu i jadłyśmy obiad a później odrabiałyśmy lekcje.Babcia nigdy nas nie wyganiała.Była zawsze pogodna i radosna.Jej rysy twarzy były identyczne jak mamy .. łagodne i spokojne.Jej zupełnym przeciwieństwem był dziadek.Poważne rysy i twarz bez wyrazu.Zupełnie jak pana Sparksa.Ale nie moge też powiedzieć ,że nigdy się nie uśmiechał.Zawsze jak nabroiłam to babcia i dziadek byli jedynymi którzy żwawo stawali w mojej obronie.Byłam do nich przywiązana bardziej niz do rodziców, więc gdy odeszli omal nie przeżyłam załamania nerwowego.Zoe była potrzebna jak nigdy dotąd.Same przyczyny ich śmierdzi są nieznane do dziś.Nikt nic o tym nie mówi.Umarli i tyle.Po prostu.
Z zamyślenie gwałtownie wyrwał mnie dzwoniący telefon.Wyciągnęłam go szybkim ruchem z kieszeni i przyłożyłam do ucha.
 -Halo ?
 -Solange ,gdzie ty się podziewasz ? - Usłyszałam po drugiej stronie anielski głos mamy.Brzmiał na trochę zatroskany.Musiała się martwić.
 -Jestem w  Anastazji.Odrabiam zadanie.
 -Do tej pory ? Już 18.
 -Coo !? -Ryknęłam i spojrzałam na ściane, gdzie wisiał zegrar.Faktycznie,18;00.Jak tu wchodziłam była 15;00.Kurza noga.-Dobra mamo,to ja już się zbieram i jadę do domu.
 -Zoe cię podwiezie ?
 -Nie.Nie chce jej fatygować.Pojadę autobusem.
 -Przyjechać po ciebie?
 -Nie.Odgrzej mi obiad.Powinnam być za jakieś pół godziny.
 -Dobrze.To do zobaczenia w domu.
Wyszłam z knajpki i ruszyłam w strone przystanku , dwie przecznice dalej.
Gdy przechodziłam obok jednej z alejek usłyszałam krzyk dobiegający zza rogu.Pobiegłam tam szybko i zobaczyłam leżącą przy ścianie dziewczyne.Ku mojemu zdziwieniu była to Sophie.Ale żeby była sama? Ale nie brak towarzystwa mnie zaniepokoił.Była cała we krwi.
Zobaczyłam nagle że coś się ruszyło na końcu alejki.Był to ślepy zaułek więc jeśli ktoś ją zaatakował nie mógł uciec.Podwróciłam głowę w tamtą strone i przez chwile zapragnęłam wrócić na lekcje pana Sparksa.Na końcu alejki,przy ścianie jakieś dwadzieścia metrów ode mnie stał zakapturzony mężczyzna.Cały na czarno.
 -To niemożliwe , znowu on ? - pomyślałam.
 -Kim jesteś ? -Zawołałam .Kaptur zasłaniał mu pół twarzy więc zobaczyłam tylko jak sie uśmiecha.Prawie zachłysnęłam się powietrzem.To znów był ten uśmiech ,którym obdarzył mnie w tamtym tygodniu w śnie.Na żywo wyglądał jeszcze gorzej.Już miała zapytać czego chce gdy jego zęby zmieniły się tylko w białą smugę.Usłyszałam świst powietrza i po sekundzie już go nie było.Nie miałam czasu martwić się o to co przed chwilą widziałam ,gdy przypomniało mi się czemu tu jestem.Podbiegłam szybko do Sophie, która leżała nie ruchomo w kałuży krwi.Sprawdziłam puls, był ale słaby.Szybko zadzwoniłam po pogotownie.Podałam nasze współrzędne i czekałam na pogotowie klęcząc nad nią.W między czasie spróbowałam zlokalizować ranę.Nie wiedząc czemu pierwsze co zrobiłam to odgarnęłam jej włosy z karku i spojrzałam na szyje.Była na niej okropna rana z której sączyła się krew.Zupełnie jakby ktoś ją ... ugryzł.Wzdrygnęłam się i tylko jedno słowo przyszło mi na myśl.
  WAMPIR.
Kiedy przyjachało pogotowie wzięli mnie za jej przyjaciółkę.Ja przyjaciółką Sophie ? Jeszcze czego.Może w innym życiu.W każdym bądź razie kazali mi równierz jechać do szpitala , by mogli mi zadać kilka pytań.Gdy mnie wypuścili było już około 22.Mama chyba dostanie zawału.Czeka z obiadem od czterech godzin.Ruszyłam w stronę przystanku.Nagle dostałam sms od Zoe . 

Przejrzałam tego Cama Hagena.W aktach szkoły nie ma o nim zbyt dużo.Ale jest zdjęcie.PRZYSTOJNIAK to za mało powiedziane!
  
A ty znowu o tym Camie. - odpisałam

Szłam przed siebie , prosząc boga żeby jeszcze jechał jakiś autobus.Inaczej czekał mnie dwugodzinny spacerek.Ulice Portland były już prawie puste w tej części miasta.Nagle ktoś zagwizdał.Podniosłam głowe i zobaczyłam zakapturzonego mężczyzne na ubranego na czarno.
Tym razem się nie uśmiechnął tylko ruszył leniwym krokiem w moim kierunku.Chciałam uciekać jak najszybciej się da ale nogi wrosły mi w chodnik.Zamknęłam oczy i ktoś złapał mnie od tył u za ramie.Po plecach przeszedł mi dreszcz.
 -Wszystko w porządku ? - usłyszałam głos mężczyzny.Ale nie brzmiał jak głos zakapturzonego psychopaty, który właśnie według moich instynktów szedł odebrać mi życie.
Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam za siebie.To był chłopak w mniej więcej moim wieku.Miał czarne włosy do ścięte na pół długo.Skręcały mu się za uszami.Czerń jego oczów zawstydziłaby nawet najciemniejszą z nocy.Oczy te patrzyły prosto na mnie.Obejrzałam się szybko.Koleś zniknął.Nie było po nim ani śladu.-Hej.Spytałem czy wszystko w porządku ? -Potrząsaną mną lekko widząc że zachowuje się jak obłąkana.
 -Tak , Tak .Wszystko w porządku, dziękuje.-Odpowiedziałam troche piskliwym głosem.
Pragnęłam wykrzyczeć - Też go widziałeś ? Był tu prawda ? Nie oszalałam ?.
 -To dobrze.Nie powinnaś chodzić po tej okolicy po ciemku.-Spojrzał na mnie unosząc brew
 -To długa historia.Przepraszam ale śpieszę się.
 -W takim razie idź.
Ruszyłam ale po chwili zatrzymałam się i odwróciłam.On też już ruszył ale w przeciwnym kierunu.Musiałam więc krzyczeć.
 -Hej !- Odwrócił się w sekundę .-Tak przy okazji, jestem Solange Allen ! A ty ?.
 Uśmiechnął się i powiedział  - Cam Hagen. - po czym zniknął w jednej z alejek.