poniedziałek, 14 maja 2012

ROZDZIAŁ 2


Zanim się obejrzałam lato się skończyło i zaczął się nowy rok szkolny,
Wstałam zbyt wcześnie więc zanim Zoe przyjechała po mnie , oprócz wyszykowania się do szkoły zdążyłam przeczytać chyba z dziesięć magazynów o nowinach ze świata mody i gwiazd.Zabrałam rzeczy i poszłam na główną ulicę gdzie miałam się spotkać z przyjaciółką.
 -Myślisz że w tym roku w naszej szkole pojawią się w końcu jacyś fajni faceci ,Sol?-
Spytała Zoe kiedy byłyśmy już trzy przecznice od szkoły.Wielki , ceglany budynek nie różniący się niczym szczególnym od innych szkół.
 -Oby.
 -Wiesz,już nie proszę o bliźniaków Brada Pitta ale żeby chociaż nie mieli nosa jak Robbie.
 -Wyobraź sobie że wchodzisz do klasy a tam same Johny Depp'y.
 -Tak jest,Sol.Czaje baze.
Podczas parkowania Zoe i Sophie jak zwykle kłóciły się o miejsce.Nie było by normalne gdyby jedna z nich odpuściła drugiej przed mniej niż godzinną kłótnią.Nie chcąc się spóźnić wysiadłam i poszłam do szkoły podczas gdy Zoe dalej skakała Sophie do gardła.Weszłam do szkoły prawie równo z dzwonkiem na lekcję.
 -Eh , wiedziałam że się spóźnimy - Powiedziałam sama do siebie.
Pognałam do swojej szafki przeciskając się przez tłum uczniów idących na lekcję .Zanim jednak wyjęłam plan i przygotowałam książki do biologi Zoe już dobiegła do swojej szafki , która była tuż obok mojej , i podążyła moimi śladami.
 -Szybko Ci dziś poszło z Sophie. - Powiedziałam zapinając plecak.
 -Wiem.-Powiedziała a na jej twarzy pojawił się uśmiech dziecka ,które właśnie dostało coś słodkiego.
 -Co jej zrobiłaś ?
 -Walnęłam w oko.
 -Podbiłaś oko Sophie?!
 -Przy odrobinie szczęścia jutro zobaczymy na twarzy tego patyczaka ładny fioletowy tatuaż.
 -Jesteś niesamowita.-Poklepałam ją po ramieniu i ruszyłyśmy na lekcje.Jak się okazało pierwszą miałyśmy razem.Weszłyśmy do sali równo z innymi więc pan Sparks nie zauważył że nieznacznie się spóźniłyśmy.Jeszcze tego by nam brakowało ,podpaść na pierwszej lekcji.
Gdy pan Sparks wszedł do klasy dosłownie zawiało chłodem.Uczniowie którzy pozmawiali jak nawiedzeni nagle zamarli w bezruchu.W tym ja i Zoe.Miał posturę gladiatora a siwa grzywa prawie załaniała mu całe oczy.Twarz nie wyrażała żadnych emocji.Nawet Chuck Norris nie pozostał by obojętny na jego wzrok.Nawet on.Usiadł przy biurko i zaczął sprawdzać obecność.
Gdy doszedł do mnie zatrzymał się na moment,patrzył w dziennik jakby pierwszy raz go widział.Jego kamienna twarz nabrała wyraz lekkiego osłupienia,zdziwienia a po chwili jakby zaczął się na niej malować lekki wyraz litości.
 -Solange Allen ?
 -Obecna.
Przez moment patrzyliśmy sobie prosto w oczy.Twarz może i miał jak z kamienia ale w oczach widać było ból.Ale jakby nie było to mój profesor od biologi i muszę zachowywać się przyzwoicie.Odwróciłam wzrok.Pan Sparks zrobił to samo i kontynuował.
 -Zoe Turner?
Ale Zoe była myślami gdzie indziej.A dopiero co mówiła o uważaniu na biologi.
Trąciłam ją łokciem.
 -Jestem ! - rykła na całą klasę nie kryjąc zaskoczenia moim nagłym gestem.
 -Jest pani czymś zajęta ,Panno Turner?.
 -Nie ,skądże ,psorze.
 -Mam nadzieje.Jak wiecie od dziś będę waszym nowym nauczycielem biologi.Oczekuje od was systematycznej nauki oraz - przerwał i zerknął na Zoe - uważania na lekcjach.Jak słyszeliście od starszych uczniów jestem wymagający i nie waham się nie przepuścić kogoś ze względu na sympatie i tym podobne.Czy wyraziłem się jasno ?
 -Tak , psorze. - Powiedzieliśmy wszyscy chórem.
 -Wygląda na to że nie obecny jest dziś tylko Cam Hagen.
Wszyscy popatrzyli po sobie.Każdy w tej szkole mniej więcej się znał.Ale to było zupełnie nowe nazwisko.Zoe podsunęła mi liścik.
``Cam Hagen.Czyżby nowy uczeń? może to jakiś przystojniak.``
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.Przez reszte lekcji pan Sparks zapowiadał jaki to ten rok nie będzie trudny i tak dalej.Gdy zadzwonił dzwonek nikt nie ruszył się z miejsca , co było dziwne.Zawsze na dźwięk dzwonka wszyscy rzucali się pędem do drzwi jak hieny.Tym razem nic.Patrzyli tylko pytająco na profesora.Ten zamknął swój zeszyt i uniósł dłoń w stronę drzwi.
 -Możecie iść.Do zobaczenia jutro.
Reszta lekcji minęła równie szybko jak się zaczęła.Z Zoe będę miała tylko biologię,angielski i chemie.A myślałam juz że po lekcji z panem Sparksem gorzej nie będzie.W dodatku ona kończyła dziś lekcje dużo później niż ja więc do domu musiałam pojechać autobusem.
Wstąpiłam jeszcze do kawiarni i zamówiłam hamburgera.Gdy zjadłam wyciągnęłam zeszyty i zaczęłam odrabiać zadanie.`Anastazja` to był mój drugi dom ,gdy moja babcia żyła pracowała tu jako kasjerka.Zawsze z Zoe po lekcjach przychodziłyśmy tu i jadłyśmy obiad a później odrabiałyśmy lekcje.Babcia nigdy nas nie wyganiała.Była zawsze pogodna i radosna.Jej rysy twarzy były identyczne jak mamy .. łagodne i spokojne.Jej zupełnym przeciwieństwem był dziadek.Poważne rysy i twarz bez wyrazu.Zupełnie jak pana Sparksa.Ale nie moge też powiedzieć ,że nigdy się nie uśmiechał.Zawsze jak nabroiłam to babcia i dziadek byli jedynymi którzy żwawo stawali w mojej obronie.Byłam do nich przywiązana bardziej niz do rodziców, więc gdy odeszli omal nie przeżyłam załamania nerwowego.Zoe była potrzebna jak nigdy dotąd.Same przyczyny ich śmierdzi są nieznane do dziś.Nikt nic o tym nie mówi.Umarli i tyle.Po prostu.
Z zamyślenie gwałtownie wyrwał mnie dzwoniący telefon.Wyciągnęłam go szybkim ruchem z kieszeni i przyłożyłam do ucha.
 -Halo ?
 -Solange ,gdzie ty się podziewasz ? - Usłyszałam po drugiej stronie anielski głos mamy.Brzmiał na trochę zatroskany.Musiała się martwić.
 -Jestem w  Anastazji.Odrabiam zadanie.
 -Do tej pory ? Już 18.
 -Coo !? -Ryknęłam i spojrzałam na ściane, gdzie wisiał zegrar.Faktycznie,18;00.Jak tu wchodziłam była 15;00.Kurza noga.-Dobra mamo,to ja już się zbieram i jadę do domu.
 -Zoe cię podwiezie ?
 -Nie.Nie chce jej fatygować.Pojadę autobusem.
 -Przyjechać po ciebie?
 -Nie.Odgrzej mi obiad.Powinnam być za jakieś pół godziny.
 -Dobrze.To do zobaczenia w domu.
Wyszłam z knajpki i ruszyłam w strone przystanku , dwie przecznice dalej.
Gdy przechodziłam obok jednej z alejek usłyszałam krzyk dobiegający zza rogu.Pobiegłam tam szybko i zobaczyłam leżącą przy ścianie dziewczyne.Ku mojemu zdziwieniu była to Sophie.Ale żeby była sama? Ale nie brak towarzystwa mnie zaniepokoił.Była cała we krwi.
Zobaczyłam nagle że coś się ruszyło na końcu alejki.Był to ślepy zaułek więc jeśli ktoś ją zaatakował nie mógł uciec.Podwróciłam głowę w tamtą strone i przez chwile zapragnęłam wrócić na lekcje pana Sparksa.Na końcu alejki,przy ścianie jakieś dwadzieścia metrów ode mnie stał zakapturzony mężczyzna.Cały na czarno.
 -To niemożliwe , znowu on ? - pomyślałam.
 -Kim jesteś ? -Zawołałam .Kaptur zasłaniał mu pół twarzy więc zobaczyłam tylko jak sie uśmiecha.Prawie zachłysnęłam się powietrzem.To znów był ten uśmiech ,którym obdarzył mnie w tamtym tygodniu w śnie.Na żywo wyglądał jeszcze gorzej.Już miała zapytać czego chce gdy jego zęby zmieniły się tylko w białą smugę.Usłyszałam świst powietrza i po sekundzie już go nie było.Nie miałam czasu martwić się o to co przed chwilą widziałam ,gdy przypomniało mi się czemu tu jestem.Podbiegłam szybko do Sophie, która leżała nie ruchomo w kałuży krwi.Sprawdziłam puls, był ale słaby.Szybko zadzwoniłam po pogotownie.Podałam nasze współrzędne i czekałam na pogotowie klęcząc nad nią.W między czasie spróbowałam zlokalizować ranę.Nie wiedząc czemu pierwsze co zrobiłam to odgarnęłam jej włosy z karku i spojrzałam na szyje.Była na niej okropna rana z której sączyła się krew.Zupełnie jakby ktoś ją ... ugryzł.Wzdrygnęłam się i tylko jedno słowo przyszło mi na myśl.
  WAMPIR.
Kiedy przyjachało pogotowie wzięli mnie za jej przyjaciółkę.Ja przyjaciółką Sophie ? Jeszcze czego.Może w innym życiu.W każdym bądź razie kazali mi równierz jechać do szpitala , by mogli mi zadać kilka pytań.Gdy mnie wypuścili było już około 22.Mama chyba dostanie zawału.Czeka z obiadem od czterech godzin.Ruszyłam w stronę przystanku.Nagle dostałam sms od Zoe . 

Przejrzałam tego Cama Hagena.W aktach szkoły nie ma o nim zbyt dużo.Ale jest zdjęcie.PRZYSTOJNIAK to za mało powiedziane!
  
A ty znowu o tym Camie. - odpisałam

Szłam przed siebie , prosząc boga żeby jeszcze jechał jakiś autobus.Inaczej czekał mnie dwugodzinny spacerek.Ulice Portland były już prawie puste w tej części miasta.Nagle ktoś zagwizdał.Podniosłam głowe i zobaczyłam zakapturzonego mężczyzne na ubranego na czarno.
Tym razem się nie uśmiechnął tylko ruszył leniwym krokiem w moim kierunku.Chciałam uciekać jak najszybciej się da ale nogi wrosły mi w chodnik.Zamknęłam oczy i ktoś złapał mnie od tył u za ramie.Po plecach przeszedł mi dreszcz.
 -Wszystko w porządku ? - usłyszałam głos mężczyzny.Ale nie brzmiał jak głos zakapturzonego psychopaty, który właśnie według moich instynktów szedł odebrać mi życie.
Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam za siebie.To był chłopak w mniej więcej moim wieku.Miał czarne włosy do ścięte na pół długo.Skręcały mu się za uszami.Czerń jego oczów zawstydziłaby nawet najciemniejszą z nocy.Oczy te patrzyły prosto na mnie.Obejrzałam się szybko.Koleś zniknął.Nie było po nim ani śladu.-Hej.Spytałem czy wszystko w porządku ? -Potrząsaną mną lekko widząc że zachowuje się jak obłąkana.
 -Tak , Tak .Wszystko w porządku, dziękuje.-Odpowiedziałam troche piskliwym głosem.
Pragnęłam wykrzyczeć - Też go widziałeś ? Był tu prawda ? Nie oszalałam ?.
 -To dobrze.Nie powinnaś chodzić po tej okolicy po ciemku.-Spojrzał na mnie unosząc brew
 -To długa historia.Przepraszam ale śpieszę się.
 -W takim razie idź.
Ruszyłam ale po chwili zatrzymałam się i odwróciłam.On też już ruszył ale w przeciwnym kierunu.Musiałam więc krzyczeć.
 -Hej !- Odwrócił się w sekundę .-Tak przy okazji, jestem Solange Allen ! A ty ?.
 Uśmiechnął się i powiedział  - Cam Hagen. - po czym zniknął w jednej z alejek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz